Pobudka o 6.30 i biegiem na prom, potem pociąg, grab (ichniejszy uber) i kolejny prom, jeszcze tylko grab na stopa (na wyspie brak transportu publicznego) i jesteśmy na wyspie Langkawi, w prawdziwej malezyjskiej wiosce, w dodatku w strefie bezcłowej.
Tym razem miejscówka do spania pierwsza klasa, Wan's Roomstay, cicho, mili właściciele, nawet basen był.
Myślę, że mogłabym tam zamieszkać, wśród tych wszystkich malowniczych krajobrazów, z bananami na wyciągniecie ręki.
![]() |
Rzeczone banany :p |
![]() |
Dom kozak, ale moją uwagę przyciągnęły schody po prawej. Wydaje mi się że mogły być inspiracją dla pewnego warszawskiego monumentu |
Langkawi to największa wyspa archipelagu składającego się z 99 wysp (104 biorąc pod uwagę przypływ) słynie z białych plaż i bujnych lasów deszczowych.
Główna plaża w mieście (Pantai Cenang) |
To tu w końcu pierwszy raz miałam okazję wykąpać się w krystalicznie czystym Morzu Andamańskim, nie przeszkadzał mi nawet deszcz (monsun w dalszym ciągu nie odpuszczał).
Gdy porządnie zaczęło lać, znalazłyśmy miejsce pod daszkiem. Widok wzburzonego morza działał na mnie kojąco.
Tuż po ulewie, naszą uwagę zwróciła grupa młodych chłopaków w kapokach, biegnących wzdłuż linii brzegowej. Było dość późno, ciemno, czego szukali w odmętach wody? Zagadałam do nich, spytałam czy są na jakiś ćwiczeniach?
To nie były ćwiczenia. Ci młodzi ludzie szukali ciał. Podobno raz w tygodniu wyławiają tu przynajmniej jedno ciało z objęć zabójczych fal. Tydzień w tydzień. Wciąż trwała sobota. Nagle młodzi Malezyjczycy, zerwali się do biegu. Lekko zszokowane tym wcześniejszym dialogiem postanowiłyśmy pójść za nimi. Chwilę potem spostrzegłyśmy kolejną grupkę ludzi. Stali nad ociekającym ciałem, przysłoniętym kapokami. Pytamy czy nie potrzebują lekarza, bo jedna z nas nim jest. Odpowiadają, że nie, już nie trzeba, to zwłoki.
Dlaczego nie próbowali ratować, ciało nie było nabrzmiałe, skąd ta pewność, że się nie ocknie? W głowie kłębiły się pytania.
Niedługo potem przyjechała policja. Sprawdzali miejsce, w którym znaleziono ciało. Wyglądało to na rutynową czynność. Karetka przyjechała dużo później..
Trwała noc. Miejsce zostało dokładnie uprzątnięte. Rano przyjdą rodziny z dziećmi, zupełnie nieświadome tragedii, która tu miała miejsce raptem kilka godzin wcześniej.
Życie toczy się dalej. W centrum miasteczka, niedaleko plaży zabawa trwa na całego.
Następnego dnia wciąż było tak jakoś dziwnie.
Spacerowałyśmy brzegiem morza, zatopione w swoich myślach. Morze wyrzucało na brzeg ogromne ilości przepięknych muszli i nie tylko muszli, było części rafy koralowej, okulary korekcyjne i przeciwsłoneczne, części garderoby, trochę śmieci. Prawdziwa mekka dla poszukiwaczy skarbów.
Podobały mi się domki przy wodzie, najbardziej te na drzewie. Przypominające trochę te z bajki o babie Jadze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)