Po przyjeździe do hotelu poświeciłam kilka godzin, na przywrócenie w sobie człowieczeństwa.
Trochę się przeliczyłam z ciuchami i naprędce poleciałam dokupić coś czystszego. Spodnie joginki i koszulka z kołem życia, sprawiły, że chociaż trochę zginęłam w tłumie. Jedynie trochę, bo blond czupryna szybko mnie zdradziła.
Potem jeszcze hamburger z frytkami, spora porcja gripexu plus duża dawka snu i już nadawałam się na wycieczkę po nepalskiej stolicy.
Trochę się przeliczyłam z ciuchami i naprędce poleciałam dokupić coś czystszego. Spodnie joginki i koszulka z kołem życia, sprawiły, że chociaż trochę zginęłam w tłumie. Jedynie trochę, bo blond czupryna szybko mnie zdradziła.
Potem jeszcze hamburger z frytkami, spora porcja gripexu plus duża dawka snu i już nadawałam się na wycieczkę po nepalskiej stolicy.
Będąc w Katmandu, warto zajrzeć do świątyni Paśupatinath, największej w całym Nepalu. Miejsce kultu jednego z wcieleń Śiwy, Paśupatinatha - Pana Zwierząt. Jest to ogromny kompleks, w większości dostępny jedynie dla hinduistów. Naczelny kapłan tego świętego miejsca, a może nim zostać tylko osoba z południa Indii, odpowiada wyłącznie przed królem Nepalu. Powód tego jest dość prozaiczny, a mianowicie: Nepalczycy w razie śmierci władcy, zobligowani są do żałoby, kapłan z Indii jest wolny od tego typu rzeczy wiec spokojnie dalej może rządzić.
Pod świątynią jest podobnie jak i u nas pod kościołem w dzień odpustny. Nic nie wskazuje na to, że tuż za bramą życie spotyka się ze śmiercią.
Miejsce to nie zrobiło już na mnie takiego wrażenia jak w Waranasi (Indie), bo tam było to bardziej intymne uczucie, bez telefonu i aparatu, z pełnym szacunkiem dla bliskich zmarłych.
I to nie tak, że ten szacunek schowałam do kieszeni, bo jestem w Nepalu a nie w Indiach. Zwyczajnie uroczystości pogrzebowe w tym miejscu są często na pokaz, pod turystów. Co zupełnie nie zmienia faktu, że dalej jest to dla nas Europejczyków coś nowego, coś czym Oni chcą się podzielić z resztą świata. Co mam nadzieję, trochę ułatwię.
W naszych miastach umiera się po cichu, często w szpitalach, potem ciało trafia do domu pogrzebowego a potem do ziemi, lub do pieca. A jeśli do tego ostatniego to wszystko odbywa się poza zasięgiem naszego wzroku. Towarzyszy nam potem rozpacz, czasem przez całe życie nie można pogodzić się z czyimś odejściem. W hinduizmie łzy nie są wskazane.
Z całą pewnością to co było na stosach to byli ludzie. I uprzedzę następne pytanie, byli bezzapachowi tj namaszczeni olejkami, które niwelują zapach palonego ciała.
Ciała palone są przez całą dobę nawet do 50 dziennie, ale to wszystko i tak mało, obok świątyni znajduje się tzw. biały dom, gdzie ludzie oczekują na spalenie, czasem kilka dni. Kremacje w tym miejscu przeznaczone są dla ludzi bogatszych, pozostali spalani są mniej oficjalnie.
Wracając do osoby pełniącej honory przy stosie, po skończonej ceremonii, zakłada białe szaty, goli głowę i udaje się na miesiąc do tzw samotni, w celach przeżycia żałoby.
Po drugiej stronie rzeki, w niedalekiej odległości od stosów, widzę ludzi uprawiających jogging, joginów zastygłych w asanach, widzę też znudzonego mężczyznę jedzącego banana. Życie toczy się dalej.
![]() |
Po lewej kondukt żałobny, z prawej w dolnym rogu piknik. Po środku rzeka Bagnati |
Na terenie świątyni można spotkać Sadhu, świętych mężów, to asceci, często jogini, którzy całe życie medytują, by osiągnąć stan absolutnego wyzwolenia (mokse). Pewnie im się to udaje, szczególnie po wypaleniu jointa ;)
Na terenie Nepalu i Indii żyje tych mężów w okolicach 5 milionów, czyli jest to całkiem pokaźna grupa, w dodatku budząca szacunek, bo potrafią rzucać klątwami i umieją też klątwy zdjąć albo pobłogosławić małżeństwo.
![]() |
Pan z dredami do ziemi, już nas wypatrzył, chwilkę potem chciał nam prezentować swoje włosy z bliska, oczywiście nie za darmo |
Sadhu rzadko kiedy noszą ubrania, przeważnie noszą jata, czyli długie dredy, bo nie zwykli obcinać włosów

My ich nie spotkaliśmy, ale podobno istnieją sekty, do których należą kobiety - sadhvi.
![]() |
"No money, no photo" |
![]() |
Przyzwolenie na foto jest, ale ten wskazany palcem ma nie robić, bo kasa się nie zgadza. Niby daje się co łaska ale nie mniej niż 10 rupii od łepka ;) |
![]() |
Dobra, czas minął ! |
![]() |
Wcielenie Śiwy |
W niedalekiej odległości od świątyni Paśupatinath znajduje się wielka stupa Bodhnath. Całą ją okrążyliśmy, zwyczajowo wg wskazówek zegara. Miejsce to przywraca w ciele poczucie spokoju i harmonii. Jest tu zupełnie inaczej, jakby żywiej ;). W powietrzu unosi się zapach kadzidła, wraz z mantrą "om mani padme" i dźwiękiem młynków modlitewnych.
![]() |
Teren wokół stupy to mnóstwo urokliwych sklepików z różnościami |
Warto rzucić okiem na jeszcze jedną świątynię - Swayambhunath, inaczej zwaną świątynią małp. Jedno z najstarszych miejsc religijnych w Nepalu. Podobno wpadał tam Budda z wizytą i nauczał.
Świątynia nazwę swą zawdzięcza małpkom, żyjącym w północno-zachodniej jej części.
![]() |
Młodzi mnisi, ten najbardziej na lewo udaje, że jest robotem ;) |
![]() |
Mała złodziejka, ukradła naszemu koledze wodę |
![]() |
Katmandu, takie kameralne miasteczko |
![]() |
Himalajski akcent |
![]() |
Ujęcie wody dla ludności Katmandu |
Oprócz przerw w dostawie prądu, dużo większy problem stanowi brak dostępu do bieżącej wody.
Nepal jest całkowicie uzależniony od Chin i Indii, od tych pierwszych ma towary a drudzy zapewniają paliwo. Bez paliwa nie ma gotowania, a bez gotowania brzuch jest pusty i wtedy nie ma mowy o jakiejkolwiek pracy. Nepalczycy w pierwszej kolejności myślą o zaspokojeniu głodu i było dla nich dziwne, że my podczas trekkingu. w porze lunchu nie potrzebowaliśmy jeść. Co kraj to obyczaj ;)
No i kwestia podatków. Tam prawie nikt ich nie płaci. A ci, którzy popełnią tę opłatę, są w raz w roku zapraszani na specjalną imprezę, w ramach podziękowania :)
Warto zwrócić uwagę na sztuczne windowanie cen w restauracjach. W menu przy każdej kwocie jest dopiska +Vat. Ten ekstra vat to plus 10-13%, czyli nie mało. Nepalczycy są dość przedsiębiorcy i już dawno, ktoś mądry wpadł na pomysł, że nie ma co podwyższać cen potraw, bo nikt nie będzie kupował, lepiej dopisać ekstra vat i wszystko zwalić na rząd.
![]() |
Wystawa fotograficzna |
![]() |
Gołębie na Durbar Square |
![]() |
Gabinet w uliczce stomatologicznej, na której początku znajduje się pomnik ząbka |
![]() |
Jak ktoś ma problem z ząbkiem to tu trzeba zapalić świeczkę i przybić monetę |
Tego dnia była akurat końcówka jakiegoś ważnego święta, coś na kształt naszego Bożego Narodzenia. Restauracje niby było otwarte, ale nikt praktycznie nie obsługiwał, słyszeliśmy tylko "busy, busy", a widać było, że się kręcą z tacą bez sensu, zamiast pracować. W ten sposób chodziliśmy od knajpy do knajpy, najpierw szukając konkretnych potraw, potem trochę spuszczając z tonu, aż w końcu marząc o czymkolwiek do zjedzenia. I tak wylądowaliśmy w miejscu, w którym jadłam pierwszego dnia po przylocie. Miejsca z niewielką ilością dań, głównie pierożków momo.
Przyszło nam czekać całą wieczność, ale przynajmniej dostaliśmy starter i coś do picia, a w bonusie była ekstra porcja gratis, do podziału na cztery. A wszystko to pewnie dlatego, że kelner znał trochę nasz język, choć był w połowie Skandynawem ;)
![]() |
Długo wyczekany trunek |
![]() |
Prawie pyszne, prawie bo nie jestem fanką kolendry, a tej nie pożałowali ;) |
Na koniec jeszcze kilka zdjęć z wieczornego spaceru:

![]() |
Katmandu by night ;) |
![]() |
Fototapeta w naszym hotelu |
![]() |
Czas na mnie.. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)