Translate

Katmandu czyli "no money no photo", podatki i kremacja. /UWAGA: Niektóre filmy i zdjęcia mogą zawierać drastyczne obrazy, 16+/

Po przyjeździe do hotelu poświeciłam kilka godzin, na przywrócenie w sobie człowieczeństwa.
Trochę się przeliczyłam z ciuchami i naprędce poleciałam dokupić coś czystszego. Spodnie joginki i koszulka z kołem życia, sprawiły, że chociaż trochę zginęłam w tłumie. Jedynie trochę, bo blond czupryna szybko mnie zdradziła.

Potem jeszcze hamburger z frytkami, spora porcja gripexu plus duża dawka snu i już nadawałam się na wycieczkę po nepalskiej stolicy. 


Będąc w Katmandu, warto zajrzeć do świątyni Paśupatinath, największej w całym Nepalu. Miejsce kultu jednego z wcieleń Śiwy, Paśupatinatha - Pana Zwierząt. Jest to ogromny kompleks, w większości dostępny jedynie dla hinduistów. Naczelny kapłan tego świętego miejsca, a może nim zostać tylko osoba z południa Indii, odpowiada wyłącznie przed królem Nepalu. Powód tego jest dość prozaiczny, a mianowicie: Nepalczycy w razie śmierci władcy, zobligowani są do żałoby, kapłan z Indii jest wolny od tego typu rzeczy wiec spokojnie dalej może rządzić. 

Pod świątynią jest podobnie jak i u nas pod kościołem w dzień odpustny. Nic nie wskazuje na to, że tuż za bramą życie spotyka się ze śmiercią. 


No dobra, coś wskazuje, gdzieniegdzie  nieśmiało wyglądają czaszki..


Miejsce to nie zrobiło już na mnie takiego wrażenia jak w Waranasi (Indie), bo tam było to bardziej intymne uczucie, bez telefonu i aparatu, z pełnym szacunkiem dla bliskich zmarłych. 

I to nie tak, że ten szacunek schowałam do kieszeni, bo jestem w Nepalu a nie w Indiach. Zwyczajnie uroczystości pogrzebowe w tym miejscu są często na pokaz, pod turystów. Co zupełnie nie zmienia faktu, że dalej jest to dla nas Europejczyków coś nowego, coś czym Oni chcą się podzielić z resztą świata. Co mam nadzieję, trochę ułatwię.

W naszych miastach umiera się po cichu, często w szpitalach, potem ciało trafia do domu pogrzebowego a potem do ziemi, lub do pieca. A jeśli do tego ostatniego to wszystko odbywa się poza zasięgiem naszego wzroku. Towarzyszy nam potem rozpacz, czasem przez całe życie nie można pogodzić się z czyimś odejściem. W hinduizmie łzy nie są wskazane.


Z całą pewnością to co było na stosach to byli ludzie. I uprzedzę następne pytanie, byli bezzapachowi tj namaszczeni olejkami, które niwelują zapach palonego ciała.  

Przywiezieni przez rodzinę zmarli, owinięci w biały i pomarańczowy całun, z cienkiej tkaniny, poddani zostają rytuałowi obmycia w rzece. Aby mieć pewność, że osoba nie żyje woda również nalewana jest do ust. Następnie ciało trafia na stos, ułożony na jednym z siedmiu kamiennych podestów. Ogień rozpala z reguły pierworodny syn, zaczynając od okolic ust zmarłej osoby. Stopy nieboszczyka zawsze zwrócone są na południową stronę. Stos płonie w okolicach 4 godzin i nie używa się żadnych syntetycznych łatwopalnych dodatków. Na stos składa się jedynie drewno i sucha trawa, co ciekawe zużywa się 10-20 kg krowiego masła. Szczątki i pozostałości stosu wrzucane są do rzeki Bagnati, która źródła ma w Himalajach, a ujście znajduje w świętych wodach Gangesu.

Ciała palone są przez całą dobę nawet do 50 dziennie, ale to wszystko i tak mało, obok świątyni znajduje się tzw. biały dom, gdzie ludzie oczekują na spalenie, czasem kilka dni. Kremacje w tym miejscu przeznaczone są dla ludzi bogatszych, pozostali spalani są mniej oficjalnie.




Wracając do osoby pełniącej honory przy stosie, po skończonej ceremonii, zakłada białe szaty, goli głowę i udaje się na miesiąc do tzw samotni, w celach przeżycia żałoby.

Po drugiej stronie rzeki, w niedalekiej odległości od stosów, widzę ludzi uprawiających jogging, joginów zastygłych w asanach, widzę też znudzonego mężczyznę jedzącego banana. Życie toczy się dalej.

Po lewej kondukt żałobny, z prawej w dolnym rogu piknik. Po środku rzeka Bagnati


Na terenie świątyni można spotkać Sadhu, świętych mężów, to asceci, często jogini, którzy całe życie medytują, by osiągnąć stan absolutnego wyzwolenia (mokse). Pewnie im się to udaje, szczególnie po wypaleniu jointa ;) 


Na terenie Nepalu i Indii żyje tych mężów w okolicach 5 milionów, czyli jest to całkiem pokaźna grupa, w dodatku budząca szacunek, bo potrafią rzucać klątwami i umieją też klątwy zdjąć albo pobłogosławić małżeństwo.

Pan z dredami do ziemi, już nas wypatrzył, chwilkę potem chciał nam prezentować swoje włosy z bliska, oczywiście nie za darmo 

Sadhu rzadko kiedy noszą ubrania, przeważnie noszą jata, czyli długie dredy, bo nie zwykli obcinać włosów



My ich nie spotkaliśmy, ale podobno istnieją sekty, do których należą kobiety - sadhvi.



"No money, no photo"

Przyzwolenie na foto jest, ale ten wskazany palcem ma nie robić, bo kasa się nie zgadza. Niby daje się co łaska ale nie mniej niż 10 rupii od łepka ;)

Dobra, czas minął !







Wcielenie Śiwy



W niedalekiej odległości od świątyni Paśupatinath znajduje się wielka stupa Bodhnath. Całą ją okrążyliśmy, zwyczajowo wg wskazówek zegara. Miejsce to przywraca w ciele poczucie spokoju i harmonii. Jest tu zupełnie inaczej, jakby żywiej ;). W powietrzu unosi się zapach kadzidła, wraz z mantrą "om mani padme" i dźwiękiem młynków modlitewnych. 


Teren wokół stupy to mnóstwo urokliwych sklepików z różnościami


Miejsce to jest miasteczkiem tybetańskich uchodźców, można tu spotkać nie tylko mnichów ale też i mniszki.




Warto rzucić okiem na jeszcze jedną świątynię - Swayambhunath, inaczej zwaną świątynią małp. Jedno z najstarszych miejsc religijnych w Nepalu. Podobno wpadał tam Budda z wizytą i nauczał. 
Świątynia nazwę swą zawdzięcza małpkom, żyjącym w północno-zachodniej jej części. 



 
Młodzi mnisi, ten najbardziej na lewo udaje, że jest robotem ;)


  
Mała złodziejka, ukradła naszemu koledze wodę




  
Katmandu, takie kameralne miasteczko




  
Himalajski akcent





Ujęcie wody dla ludności Katmandu

Oprócz przerw w dostawie prądu, dużo większy problem stanowi brak dostępu do bieżącej wody. 

Nepal jest całkowicie uzależniony od Chin i Indii, od tych pierwszych ma towary a drudzy zapewniają paliwo. Bez paliwa nie ma gotowania, a bez gotowania brzuch jest pusty i wtedy nie ma mowy o jakiejkolwiek pracy. Nepalczycy w pierwszej kolejności myślą o zaspokojeniu głodu i było dla nich dziwne, że my podczas trekkingu. w porze lunchu nie potrzebowaliśmy jeść. Co kraj to obyczaj ;)

No i kwestia podatków. Tam prawie nikt ich nie płaci. A ci, którzy popełnią tę opłatę, są w raz w roku zapraszani na specjalną imprezę, w ramach podziękowania :)

Warto zwrócić uwagę na sztuczne windowanie cen w restauracjach. W menu przy każdej kwocie jest dopiska +Vat. Ten ekstra vat to plus 10-13%, czyli nie mało. Nepalczycy są dość przedsiębiorcy i już dawno, ktoś mądry wpadł na pomysł, że nie ma co podwyższać cen potraw, bo nikt nie będzie kupował, lepiej dopisać ekstra vat i wszystko zwalić na rząd. 
  
Wystawa fotograficzna


  
Gołębie na Durbar Square


  
Gabinet w uliczce stomatologicznej, na której początku znajduje się pomnik ząbka

Jak ktoś ma problem z ząbkiem to tu trzeba zapalić świeczkę i przybić monetę

Tego dnia była akurat końcówka jakiegoś ważnego święta, coś na kształt naszego Bożego Narodzenia. Restauracje niby było otwarte, ale nikt praktycznie nie obsługiwał, słyszeliśmy tylko "busy, busy", a widać było, że się kręcą z tacą bez sensu, zamiast pracować. W ten sposób chodziliśmy od knajpy do knajpy, najpierw szukając konkretnych potraw, potem trochę spuszczając z tonu, aż  w końcu marząc o czymkolwiek do zjedzenia. I tak wylądowaliśmy w miejscu, w którym jadłam pierwszego dnia po przylocie. Miejsca z niewielką ilością dań, głównie pierożków momo. 

  
A tak wyglądały ichniejsze momo

Przyszło nam czekać całą wieczność, ale przynajmniej dostaliśmy starter i coś do picia, a w bonusie była ekstra porcja gratis, do podziału na cztery. A wszystko to pewnie dlatego, że kelner znał trochę nasz język, choć był w połowie Skandynawem ;)


Długo wyczekany trunek

Prawie pyszne, prawie bo nie jestem fanką kolendry, a tej nie pożałowali ;)

Na koniec jeszcze kilka zdjęć z wieczornego spaceru:





  
Katmandu by night ;)

 
Fototapeta w naszym hotelu

  
Czas na mnie.. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)