Do osiągnięcia celu mieliśmy jakieś 150 mil morskich. Rozwiało się dość konkretnie tak, że trudno było utrzymać ster w rękach. Wiatr wiał nam idealnie od rufy, czyli w zadnią część jachtu. Można powiedzieć idealnie nas pchało w stronę bieguna. Lecieliśmy na grocie, czasem asekurując się silnikiem. Psia wachta była trudna i męcząca bo było bardzo zimno, ale te ochłodzenie zwiastowało słoneczną pogodę no więc coś za coś, w końcu każda nawet ta najzimniejsza psia musi się kiedyś skończyć :)
Padało pytanie od załogi: co jest właściwie na tym 80 stopniu, do którego zmierzamy?
No nie ma tam żadnych portów i pubów z zimnymi drinkami, nie ma nawet barki z przenośnym kioskiem czy jakieś górki, żeby wbić biało-czerwoną chorągiewkę. 80-tkę zobaczymy jedynie na ploterze, dalej będziemy na środku morza i fizycznie nic się nie zmieni, ale mentalnie ta 80-tka jest magiczna, to wielki krok, którego wielu żeglarzy nigdy nie doświadczy, jestem wdzięczna za tę chwilę :)
Pogoda nam sprzyjała, sztormy przeszły bokiem, 80-tkę zdobyliśmy na pełnym luzie w rewelacyjnych nastrojach.
80-tka przekroczona, wg mojego zegarka była to dokładnie 19.10 :) |
Pora na całą serie pamiątkowych zdjęć |
Była też uroczysta kolacja ;) |
Korzystając z dobrych warunków obraliśmy kurs na Magdalena Fiord, który absolutnie jest warty uwagi.
Dotarliśmy około 4 nad ranem, z brzegu, z wielkim zainteresowaniem obserwował nas pewien dorodny lisek.
Zakotwiczyliśmy by móc na spokojnie upajać się widokami.
Zaciekawiony lisek wyszedł obczaić kto zawitał w odwiedziny |
![]() |
Przeprawa dingusem |
Gdy słońce było w pełni postanowiliśmy udać się na eksplorację pobliskiego lodowca. Kamienie były zmarznięte, a nasze kalosze dość śliskie, co powodowało, że nie jeden raz zatańczyłam szamański taniec starając się zachować pion.
Niedźwiedzie, strzeżcie się ;) |
![]() |
Nasz jachcik pięknie się wpasował w tło |
Wyszliśmy i nie było nas chyba kilka ładnych godzin. Pamiętam, że Kapitan się zaniepokoił, bo znowu nie wzięliśmy ukf-ki i nie było z nami żadnego kontaktu. Fakt, to był błąd, bo gdyby jacht zaczął przymarzać, Kapitan musiałby szybko odpłynąć w bezpieczniejsze miejsce i jakoś dać nam znać żebyśmy w panikę nie wpadli. Ale kto o tym wtedy myślał jak tu wszędzie wkoło taakie widoki, dodatkowo wszyscy w strachu co rusz rzucali kamienie przed siebie, żeby ewentualnie niedźwiedź usłyszał, że nadchodzimy no i żeby się przestraszył..
![]() |
Woda docierała do brzegu i momentalnie zamarzała |
![]() |
Hytte czyli coś na wzór wakacyjnego domku |
Napotkaliśmy na plażę pełną lodowych zwierzątek i innych stworków, gdzie niektórzy korzystali z uroków posiadania kaloszy przechadzając się po zimnym morzu, a inni w pełnym słoneczku pozowali rozsiadając się na lodowych rzeźbach.
![]() |
Natura to ma poczucie humoru |
![]() |
Podobno, niedźwiedź tu był, ale on o tym nic nie wie :) |
![]() |
Zachód słońca pod lodowcem, niedaleko niego widać moich towarzyszy, co daje jakąś skalę wielkości tego lodowca. |
Punktem docelowym naszego spaceru był lodowiec. Gdy dotarliśmy do niego był pięknie doświetlony przez słoneczko, a nam było gorąco. Najchętniej zdjęlibyśmy z siebie te wszystkie kurtki, ale też nie chciało się nam ich nosić. Porozpinani, pochowaliśmy rękawice i czapki do kieszeni. Nasłuchiwaliśmy odgłosów lodowca. Cieliły się wszystkie okoliczne, co rusz słyszeliśmy jak kolejne kawały lodu lądują w wodzie. A ten nasz lodowy książe, przed którym staliśmy, on siedział cichutko jakby wyczekiwał dobrego momentu. W końcu słonko schowało się za górę, a nam zrobiło się momentalnie zimno i zrezygnowani chcieliśmy wracać, bo również burczało nam w brzuchach.
Na jacht droga długa..
Wtem lodowiec jak na zawołanie zaczął się cielic i cielił się coraz intensywniej jakby chciał zatrzymać swoich wiernych widzów. A my jak te sroki, urzeczeni tym cudnym teatrem zapomnieliśmy o środkach bezpieczeństwa i skutkach wrzucenia na raz do wody dużej ilości lodu.
Dobrze, że ktoś przebudził się z letargu i zaczął krzyczeć: "FALA!, Uciekać!"
I rzuciliśmy się w te pędy pod górę, ja już oczami wyobraźni widziałam jak fala nas zalewa i obmyślałam plan przetrwania.
Na szczęście udało się uciec, a fala w rzeczywistości aż tak groźna nie była i wystarczyło się jedynie parę kroków cofnąć, ale wtedy nie było by tylu emocji i pewnie poszłoby to szybko w niepamięć.
Całkiem inna meduza, bo Arktyczna . Było ich mnóstwo :) |
Miał być lód do drinków ;) |
Tymczasem na jachcie skończyła się woda w zbiornikach i to na mojej wachcie kambuzowej Właściwie to była już 16.30 czyli powinnyśmy zacząć nawigacyjną, ale obiad się sam nie ugotuje ;)
Byliśmy zmuszeni płynąć do portu macierzystego w celu uzupełnienia zapasów. Nastał czas gotowania na morskiej wodzie.
A wiec słone pesto było jeszcze bardziej słone i jeszcze bardziej chciało się po nim pić.
O dziwo mnie to jakoś nie przeszkadzało, na co dzień nie używam soli w ogóle ale jak człowiek głodny bo organizm zużywa mnóstwo energii na ogrzanie się, to zje co dadzą :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)