Noc minęła mi jako tako, sporo się budziłam. Ale mimo wszystko mam wrażenie, że aklimatyzacja przebiegała u mnie dość dobrze. Standardowo na śniadanko zaserwowałam sobie gorącą czekoladę wzbogacając ją o musli z dodatkiem liofilizowanych truskawek.
Ubrałam ciepłą czapę, licząc na silny wiatr i spadek temperatury, gdy już będziemy w okolicach 5 tyś metrów.
Z racji dość ostrego podejścia pod górę, ciepłe ciuchy szybko zrobiły się zbyt ciepłe. Bardzo nie lubię jak mi jest za gorąco w górach. Wolę trochę marznąć, bo wtedy mogę przyśpieszyć kroku i od razu robi się w sam raz. Problem jest jedynie na postojach. Nie można wtedy zbyt długo odpoczywać bo momentalnie czuć wychłodzenie organizmu. Przystanek na kilka oddechów, łyk wody i dalej w górę.
Tego dnia widoczność była dość niezła. Dało się spokojnie przypatrzeć Makalu, jednemu z 14 ośmiotysięczników. Praktycznie cały czas operowało słonko.
 |
Co jakiś czas ostrzej zawiewało |
 |
Uwielbiam te ich radosne, kolorowe chorągiewki i to jak tańczą na wietrze |
 |
Wymyślne formacje z kamyków
|
 |
Pomimo licznych krótkich przerw, tempo trzymaliśmy niezłe
|
Przemy ostro pod górę, idzie się coraz ciężej, co dłuższą chwilę przystajemy żeby złapać kilka głębszych oddechów i nawodnić się. Mijamy obcokrajowców, głównie Azjatów. Widać w ich oczach pasję i zacięcie. Nie ustępują, choć widać, że męczą się bardziej od nas. Może te 5000 m to dla nich za szybko, może mają dziś słabszy dzień, nie wiadomo.
Idziemy sami, bez Szerpów, Ci zostawili nas ok 4600 m. Stwierdzili, że wystarczy nam tyle do aklimatyzacji i możemy wracać. Nie mogliśmy się z nimi zgodzić, bo czuliśmy się dobrze i planowaliśmy tego dnia osiągnąć wysokość 5100, aby jutro na podobnej wysokości nam się dobrze spało, bez bólu głowy.
Ciężko się tu zgubić więc miarowo krok za krokiem zmierzaliśmy na szczyt.
Rozglądając się przy tym na boki by uniknąć spadających kamieni i pod nogi, bo te czasem się osuwały na piaszczystym podłożu.
 |
Czy Wy też widzicie tu kobrę? ;)
|
 |
A tu kamienne ludki |
 |
..i domek |
 |
Jak to tak bez yaka :) |
 |
Lodowiec powoli spowija chmura |
 |
Było stromo..
|
Końca nie było widać. Za każdą górką pojawiała się kolejna i tak w nieskończoność..
Ostatnie 100 m w górę, idziemy po kamulcach, a potem po skale. Każdy krok teraz wymaga jeszcze więcej energii. Robimy sobie wspólne zdjęcie na szczycie. Udało się narobić trochę fotek, zanim chmury całkowicie zawładneły niebem, ukrywając góry.
 |
Szczyty jak na dłoni i koryto rzeki w dole
|

 |
Bajeczny widok |
 |
W tle Makalu, 5 najwyższy szczyt
|
Czuję ssanie w brzuchu, a to w górach wysokich dobry znak. Myślę już o tym co zjem po zejściu.
Stawiam nogi ostrożnie, podpieram się kijkami trekingowymi, co kilka metrów obsuwam się na kamieniach i piachu. Walczę o równowagę. Zejście jest trudniejsze, koncentruje się aby znaleźć jak najkrótszą trasę, lawirując między kamieniami.
 |
Na ekranie tematycznie bo "Everest" ;)
|
Pochłonęłam ziemniaki pieczone z 2 jakami sadzonymi w jakieś 30 s ;) Ci co mnie znają wiedzą, że jem wolno, a wiec jak na mnie to prędkość prawie kosmiczna. Gdy już napełniłam brzusio, przyszedł czas na relaks i wspólne oglądanie "Everestu", który akurat puścili w jadalni. Widziałam go kilka razy i bardzo lubię, ale nigdy wcześniej nie oglądałam go w takich okolicznościach przyrody.
 |
Mały skrót do cukierni
|
Aby oszczędzać nogi udajemy się skrótem do bakery. Przeskakując przez murki, pozdrawiamy pasące się yaki i oszczędzamy mnóstwo czasu.
 |
Próbowałam kilkakrotnie, ale za każdym razem udawał, że zerka czy koleżka nie idzie |
 |
Na drugiej półce z prawej przepyszne niby faworki o smaku pączków
|
Zjadam przepyszną mini kulkę rumowo-czekoladową i tybetańskie faworki. Ponieważ zrobiłam zakup za ponad 500 rupii, przysługuje mi też ładowanie baterii w jakieś niewielkiej rzeczy typu aparat, telefon czy zegarek. To dobra opcja, bo w naszej loggi za ładowanie trzeba zapłacić 2 razy tyle. Siedzimy w ciepełku, wsłuchując się w dobry klasyczny rock. Wokół sami uśmiechnięci ludzie. Nawadniam się. Czuję lekki ból głowy świadczący o tym, że niewiele dziś wypiłam. Piję zatem. Słucham się swojego organizmu i bacznie obserwuje, to dobry nawyk tu w górach, szczególnie gdy się nie ma zbyt wielkiego doświadczenia. /Trzeba dużo pić i obserwować mocz, ma mieć kolor jak najjaśniejszy./
 |
Wspaniały album, w którym zestawione były zdjęcia logii na drodze do EBC, z lat 50-tych i współczesne |
 |
Cukiernia miała dość europejski wygląd, a pracownicy dobry muzyczny gust |
 |
Podsumowanie mojego zamówienia za ostatnie 2 dni
|
Naszych Szerpów śmieszyło moje upodobanie do gorącej czekolady, szczególnie gdy zamawiałam ją zamiast obiadu. Co poradzę, że tak lubię ;)
Poniżej kilka fotek z miejsca noclegu:
 |
Tłoczne ale przez to najcieplejsze miejsce, czyli jadalnia |
 |
Rezerwacja dla naszej grupy |
 |
Miejsce odpoczynku |
 |
Kibelek, dobro luksusowe, obsługa WC dość czytelna ;) |
 |
Te kołderki wspaniale broniły przed hipotermią ;) |
To była najzimniejsza noc, w śpiworze puchowym o komforcie -19, zmarzły mi nogi, z tym krążeniem na 7 tysiącach będę potrzebować 4 kilogramowego śpiwora puchowego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)