Translate

Barentsburg, w kantynie górniczej na klopsach z kaszą, tańczący górnik Rosjanin, głaski dla huskich

 Ten dzień zaczął się dla mnie wachtą między 4.00-8.00, tzw świtówką. Mgła była taka, że nawet morsa się nie dało wypatrzeć, a przepływaliśmy koło ich wyspy. 

Parę godzin później znalezienie odpowiedniego miejsca do zacumowania, w Barentsburgu też nie było łatwą rzeczą. Nie bardzo wiedzieliśmy gdzie się podziać gdy co rusz podpływały większe jednostki, a my się plątaliśmy pod nogami ;) Jak się potem okazało dowoziły gości na wesele.

Zdecydowaliśmy się przycupnąć obok dźwigu. Najwięcej frajdy miałam wykonując susa na oponę, a potem na metalową kratkę z dużymi dziurami, walcząc o równowagę i nie skręcenie nogi w dziurze. Ale chętnie bym ten manewr powtórzyła :)

Barentsburg na piewrwszy rzut oka nie zachęca, ot takie kopalniane rosyjskie miasteczko i może gdyby nie fakt, że gonił nas sztorm to byśmy tam nie zawinęli ale wtedy nie byłoby głaskania huskich i nie wiedzielibyśmy, że istnieje rosyjskie Prodigy i nie skosztowałabym kaszy z klopsami i polewką we wnętrzu klimatycznej kantyny. 

Desant wprost na widoczne w oddali  opony, był  dość ciekawym doświadczeniem ;)

Industrialny krajobraz Barentsburga

Deskowanie w wykonaniu dzielnej załogi

Jest to drugie z najbardziej zaludnionych siedlisk Svalbardzkich, ale dostać się tam można tylko z wody lub powietrza, bo pomimo ok. 60 kilometrów odległości od Longyerbien, nigdy nie poprowadzono tamtędy żadnej drogi.

Widok z platformy



Wesoło pomalowana szkoła

Sławny niedźwiedź, w którym podobno dobrze poją, ale z powodu weselicha nie mieliśmy okazji..

Piłka nożna rzecz święta, może dlatego nieopodal cerkwi..

Drzewa nie porosły to może chociaż tak dozielenią :)

Skoro rosyjskie miasteczko to i pomnik być musi 

Głodni i spragnieni nasze kroki skierowaliśmy w stronę hotelu, gdzie załatwiliśmy wszelkie formalności związane z nocowaniem w porcie. Stamtąd też pokierowali nas do kantyny, bo przez wesele bar był nieczynny. W kantynie w sumie też długo nie zabawiliśmy bo za 40 minut zamykali. Wystarczyło, żebym wciągnęła kaszę z klopsami po swojsku, do tego kompot i piwko regionalne.. pycha. W międzyczasie dosiedli się do nas lokalesi: kilku Rosjan i Ukrainka i tak dotrzymywali nam towarzystwa. W ramach powitania obdarowali  nas łakociami w formie piwa i czekolady. 

Ich gościnność imponowała. Tuż po zamknięciu kantyny zaoferowali odwiedzenie ich w jednym z mieszkań pracowniczych. Zaprosili calutką 9-os załogę. Wyjęli wszelkie możliwe naczynka, w które można było coś nalać: kieliszki, szklanki, kubki. Porozlewali do nich trunki typu piwo z plastikowej butelki czy wino z kartonika. Pokroili też jabłuszko na osiem części, nasypali orzeszków. Następnie w takt ruskiego "Prodigy" gospodarz wykonywał kocie ruchy, uprzednio włożywszy paltocik z futerkiem,a Ukrainka Olga zaśpiewała pieśń.. a potem jeszcze kilka pieśni. /Olga śpiewała w jakimś zespole Ukraińskim, czyli mieliśmy do czynienia z prawdziwą artystką./
To co zwróciło moją uwagę to fakt, że zarówno w kantynie jak i w odremontowanym bloku pracowniczym było bardzo gorąco. Wszyscy mieliśmy takie same czerwone twarze jak gospodarze. Takie zdrowe, czerwoniutkie polisie i nochale. Nie pomagało siedzenie przy otwartym oknie, upał był niemiłosierny.

Po delikatnej degustacji, szanowni gospodarze oprowadzili nas po okolicy i pożegnali niedaleko jachtu. 

Kantyna górnicza, tylko i wyłącznie dla górników, no chyba że na mieście trwa wesele ;)

Taak się bawią górnicy :)

A tak się kończy po imprezie z górnikami :D

Krasne widoki

Był i ośrodek sportowy z basenem niestety w remoncie, a ja kostium zabrałam

Zamiast kostiumu mogliśmy zabrać rolki, bo to dość popularny sport na Barentsburgu. Widzieliśmy sporo dzieci, które przemieszczały się po po obiekcie właśnie w ten sposób.

Cerkiew z widokiem na meczet





Parking jedyny w swoim rodzaju

Stąd już tylko krok od głaskania prawdziwych psiaków :)

W sklepie z pamiątkami, oprócz pamiątkowego t-shirta, można wspomóc hodowlę psów zaprzęgowych i tym samym pójść i je wszystkie wyczochrać. Do tej pory w pozostałych miejscach gdzie widzieliśmy hodowlę, nie wolno się było zbliżać do psów ani ich dotykać, tu wyznawali inną szkołę. I te psy wyglądały zdecydowanie najlepiej ze wszystkich, były najbardziej radosne i otwarte. Polecam taką głasko-terapię, na samo wspomnienie ogarnia mnie radość :)





Pies z widokiem :)

Ten psiak padał do głaskania bez proszenia, leżał cały uwalony w trocinach i szczęśliwy

To było niezwykle miłe doświadczenie, ten puchaty mały zwierz przekazał mi taak wiele energii :)

  
Halooo, dzwoni się :)

Dostaliśmy sygnał od Kapitana, że sztorm się przesunął i możemy lecieć na 80-tkę, ucieszyło mnie to bardzo. Wszystkie znaki na niebie i ziemi sprzyjały mnie malutkiemu człowieczkowi, który odważył się zamarzyć :) /Szczęście mogło zostać spotęgowane wielokrotnym wdepnięciem w psie odchody ;)/


Jeszcze ostatnie spojrzenie na okolice i w drogę, póki Neptun łaskawy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)