Translate

Czy to była łódka czy statek..? :)

 Może zacznę tak zupełnie od początku, bo już wiem, że nie każdy musi się orientować w tych pływających machinach.


Gdy opowiadałam kolegom z pracy o grenlandzkiej wyprawie, padały pytania:

 - A jaką  mieliście łódkę?

-  To nie było łódka. /odpowiadałam
-  No dobra to statek?
- To też nie był statek, był to jacht. 

/W tamtym momencie w mojej głowie odpalił się podkład z kawałka Łony i Webbera - "Błąd" ;)
"..A ja na ten temat wiedzę mam wątłą
Czy to prom, Czy to prom, Czy to prom, Czy to prom, prom
I rozstrzygnięcia tu nie nastąpią
Czy to prom, Czy to prom, Czy to prom, Czy to prom, prom
Niestety, rzeczy nie znane mi są to
Czy to prom, Czy to prom, Czy to prom, Czy to prom, prom
Brak odpowiedzi na moje konto
Czy to prom, Czy to prom, Czy to prom, Czy to prom, prom.."/

Na co drugi kolega:

Hmm, stewarda nie mieliśmy ani nawet autopilota. co za tym idzie jacht się sam nie prowadził, trzeba było mu pomagać tak non toper ;) póki płynęliśmy. 

Ale co to by była za przyjemność tylko tak wozić tyłki i spać ile wlezie, po co komu kelnerzy i drinki z palemką. "Arktycznych żeglarzy" cieszą inne rzeczy, takie jak stalowa konstrukcja, która wiele zniesie, pojemny drugi kingston (WC), w którym zmieści się duży zapas suchego prowiantu takiego jak ciasteczka i cynamonowy chlebek. Cieszy też ster wewnętrzny, który przy dobrej widoczności pozwala się ogrzać pod pokładem. Cieszą też wspólne posiłki i ogólnie panująca atmosfera wspólnej pasji i jednego celu dotarcia cało i zdrowo do macierzystego portu. Do tego współpraca i troska o załogę, bez znaczenia czy jest z Twojej wachty czy też nie. I te wszystkie morskie opowieści w klimacie rodem z najciekawszego kina wziętym. Wspólne niedogodności na zimnie i deszczu, wspólne radości gdy wieje nam tak jak sobie życzyliśmy. Zmęczone ale uśmiechnięte, usatysfakcjonowane twarze, to wszystko sprawia, że nie zamieniłabym tej stalowej łajby na żadne luksusowe luksusy, bo to byłoby w moim mniemaniu jakieś takie uboższe, niepełne doznanie.

Gdy wracam z takiego rejsu doceniam bardziej to co mam. Cieszy mnie fakt, że mam dostatek wody i mogę brać prysznic kiedy zechcę, że mam mnóstwo przestrzeni w pokoju i nie buja się podłoga gdy smażę jajecznicę. Lecz po kilku dniach na lądzie przychodzi ta tęsknota za wielką wodą, która minie gdy stanę znowu na pokładzie jachtu.

Mało kto rozumie po co to robię, szczególnie, że pojęcie choroby morskiej nie jest mi obce i na tym rejsie mnie również nie oszczędziło. Pamięć moja działa wybiórczo, pamiętam że cierpiałam potwornie, a wymęczyło mnie tak, że z ledwością ster utrzymywałam, a poziom odwodnienia był mocno niepokojący. W tamtej chwili myślałam sobie, ze to była moja druga i ostatnia wizyta na północy, że po co mi to wszystko? Dziś 3 dni po powrocie, jestem pewna, że będzie ciąg dalszy i że wypoczęłam już na tyle, że mogłabym już znów mknąć na fali.

Póki co pozostały wspomnienia i mnóstwo zatrzymanych aparatem chwil. 
No i tak, mam  kolejny morski cel, który wciąż mi chodzi po głowie, a to już zasługa rozśpiewanej załogi rejsu Grenlandia 2018.

"..spróbuj chociaż raz north-westowe przejście zdobyć,
Znajdź miejsca gdzie zimował Franklin u Beauforta Wrót, 
Wykuj własny szlak przez kraj dziki i surowy,
Przejdź drogą Północ-Zachód poza lód.."

Piękny jacht, który zwie się "Join Us"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)