Pod nami folia ratunkowa nrc |
Noc dała nam wszystkim w kość, było zimno i bardzo twardo. Nikt z nas nie zabrał pompowanej karimaty. Wykorzystaliśmy folię nrc. Ubraliśmy się dość ciepło do spania gdyż było zimno od betonu i zawiewało przez nieszczelne drzwi i okna. Kręgosłup bolał chyba każdego, bo było słychać jak każdy z nas się wierci i nie może znaleźć wygodnej pozycji. Nie zmrużyłam oka. Oczekiwałam z niecierpliwością na poranek, który z racji tego, że położyliśmy się dość wcześnie, nie nastąpił zbyt szybko.
Przygotowanie do opuszczenia schronu |
Zbieranie zabawek |
Tego dnia naprawdę mocno wiało, droga prowadziła po osypujących się kamieniach, plecaki nam ciążyły ale pomimo wszystko trzymaliśmy niezłe tempo.
Gdy byliśmy gdzieś w połowie drogi napotkaliśmy grupę Kurdów, którzy w pośpiechu schodzili z góry. Moją uwagę zwróciło to, że każdy z nich miał porządne ubrania wysokogórskie, odpowiednie nawet na warunki Himalajskie. Tym bardziej byłam zdziwiona gdy zaczęli nas ostrzegać przed warunkami panującymi w okolicach campu III. Mówili o bardzo silnym wietrze i niebezpieczeństwie, które tam na nas czyha. Prosili żebyśmy tam nie szli. Oni sami zawracali po nieudanym ataku szczytowym. Mówili też, że dwa dni temu wyruszyła z campu para z Holandii i nie wróciła. Podobno ratownicy poszli ich szukać.
Stwierdziliśmy, że na tym etapie nie warto wracać. Najwyżej prześpimy się w III i rano zejdziemy. Wybraliśmy się zdobywać górę w dość niedogodnym terminie, gdyż po sezonie. Liczyliśmy się z tym, że szczytu możemy nie zdobyć. Na Damavand w okolicach listopada, wieją silne wiatry, często można tez spotkać śnieżycę, co oznacza pogorszenie widoczności i utratę orientacji.
W oddali camp III |
W oddali było widać już camp III, jednak wciąż mieliśmy do niego dość daleko. Szło się bardzo ciężko. Plecak ważył jakby dwa razy więcej. Oddech zrobił się płytki i mało odżywczy. Było zimno a wiatr spychał na boki, tak, że trudno było się na nogach utrzymać. Nachylenie było całkiem spore. Czułam jak powoli siły mi się kończą.
W campie natknęłam się na sympatyczną dziewczynę, w tle krzątał się jej kompan.
Hello /powiedziałam wchodząc do sali/
Cześć /odpowiedziała dziewczyna/
Czy mam taki kiepski akcent, że zostałam rozpoznana /rzekłam zaniepokojona ;) /
Zwyczajnie po sezonie można się tu spodziewać jedynie Polaków, bo tylko oni są na tyle szaleni /odpowiedziała z uśmiechem/
Ja się później okazało, to była ta zagubiona para z Holand. /Holand i Poland po angielsku brzmią podobnie/
W drodze na szczyt złapała ich kiepska pogoda, stracili zupełnie orientację, potem nastała ciemność. Rozłożyli śpiwory i przykleili się do jakieś skały, żeby choć trochę osłonic się od wiatru i śniegu. Dobrze, że wzięli ze sobą kompletny plecak, bo dzięki temu nie zabiła ich hipotermia. Szczytu nie znaleźli, ledwo uszli z życiem. Droga z campu 3 w poszukiwaniu szczytu i z powrotem do campu 3 zajęła im 48 godzin.
Gdy ze mną rozmawiali wydawali się wypoczęci i wyluzowani, szczególnie gdy mówili o tym, ze zejdą teraz raz dwa do jedynki i pójdą na miasto zjeść dobry obiad. A jednak tego samego dnia zabrała ich karetka z campu 2 gdyż byli zupełnie wyczerpani. Zwyczajnie podczas rozmowy ze mną trzymała ich jeszcze adrenalina, a ta potrafi zdziałać cuda, szczególnie jeśli w grę wchodzi walka o życie.
Zachód słońca na wysokości 4200 m p.w.m. |
Doskonale zaopatrzony bufet w camp III |
Miłym zaskoczeniem był fakt, że barek wciąż funkcjonował i załapaliśmy się jeszcze na płatny wrzątek co przyśpieszyło znacznie proces przygotowania posiłku.
Można było zjeść np ciepłą zupę albo jajecznicę z pomidorami Było tak zimno, że próbowaliśmy każdym możliwym sposobem osłonić się przed wiatrem |
Było potwornie zimno. Miałam wrażenie, że temperatura jest jeszcze niższa niż na zewnątrz, jedynie mniej wiało. Była nas tylko piątka wiec wszystkie koce były do naszej dyspozycji. Każdy wziął po kilkanaście sztuk aby się przykryć. Oprócz tego spaliśmy we wszystkim co mieliśmy, łącznie z rękawiczkami. Folia nrc tym razem była na śpiworze. Dalej było zimno. Czuliśmy jak przez ścianę przebija się wiatr. Cały domek się poruszał. Wiało powyżej 100 km/h. Jak to możliwe, że po sezonie czynny jest bufet, a nie ma ani jednego grzejnika do wypożyczenia, nie mówiąc już o kominku.
Dwupoziomowa sala sypialniana, wysoka, trudna do nagrzania |
Sypialnia znajduje się na 1 piętrze |
Na wysokim parterze znajduje się jadalnia |
Widok z campu III |
Po co się tak męczyć, cierpieć niewygody, marznąć, nie spać.. a no między innymi po to aby móc poranną porą mieć takie widoki przed nosem.
W tle szczyt Damavand |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)