Rano jeszcze trochę padało, ale z grubsza nie sprawiało mi to różnicy, bo i tak nic mi nie wyschło z poprzedniego dnia, więc w myśl żołnierzy piechoty - "na żołnierzu wyschnie, to co na żołnierzu zmokło" innej opcji nie było.
Cały dobytek noszę na plecach, mam tam żarcie na cały tydzień, czyli ok 20 liofilizatów. Ubranie na przebranie mam jedynie do spania. Wypoczynek jest niezwykle ważny, więc tu muszę czuć jako taki komfort i przynajmniej w nocy mieć na sobie coś suchego i ciepłego, bo to sprzyja mojej regeneracji.
Powoli się wypogodziło. Dzisiejsza trasa to raptem 14 km. Przelecieliśmy ją w 3h z małym haczykiem. Wyjątkowo dobrze nam się szło. Wiatr wiał nam równo od burty, albo zwyczajnie chcieliśmy donieść czym prędzej ciężkie plecaki do Serona.
Trasa była niezwykle malownicza i dość różnorodna. Koniec z tłumami. W ciągu całego dnia może mijam jednego nieznajomego człowieka.
Słyszę własne myśli, chmury tańczą na niebie, jest dobrze..
Obserwuje dzikie konie, podążam też oczami za ptakami. Niektóre z nich podrywają się do lotu, kiedy orientują się, że mają towarzystwo, inne bawią się i skaczą tuż przede mną, jakby chciały stworzyć intro pod mój kolejny krok. Jestem widzem ale i uczestnikiem, czuje się częścią tego świata, choć do niego nie należę. Czuję wolność. Zawszę ją czuję, gdy mam na plecach cały dom, wszystko co mi do życia potrzebne i nie muszę brać na siebie wszystkich zmartwień tego świata.
A wracając do ptactwa to w Patagonii jest raj dla ornitologów. Można w tych okolicach wypatrzeć kormorany, kolibry, nandu czy kondory.
I ta obłędna niebieska woda, która tak kontrastuje z majestatem gór, czy jest coś piękniejszego od natury?
A konie jakby zupełnie nie były zainteresowane, miały swoje sprawy, a może tam ich w ogóle nie było, może to makieta albo fatamorgana. Jest tak idealnie, że aż nierealnie :)
Na trasie "O Circuit" obowiązują zasady 'Leave no trase', które zachęcają turystów do pozostawienia minimalnego wpływu na środowisko naturalne. Nie wolno rozpalać ognisk, przeszkadzać zwierzętom, spać gdzie popadnie, a wszystkie smieci trzeba zabierać ze sobą.
Jest tu też dom dla unikalnej roślinności, w tym mchów i porostów. A sam Torres del Paine jest obszarem o niskim zanieczyszczeniu światłem, co daje doskonałą okazję do nocnego podglądania gwiazd.
Chmury prawie zawsze nam towarzyszyły, silny wiatr powoduje sporą ich rotację, więc ciągle coś się dzieje nad głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)