Translate

Grenlandia cz.4. Ogród gór lodowych

     Zacznę może od słów szwedzkiego pisarza i kronikarza, Per Olofa Sundmana, zamieszczonych w książce "Ocean Lodowaty":

"Istnieją miejsca na ziemi, których nie można tak po prostu porzucić, krajobrazy które wywierają wrażenie tak silne, że powrót staje się przymusem."

"Nie mogę tego pojąć. Człowiek jest właściwie stworzony do życia na południu, gdzie palmy, kwiaty i ciepła woda w morzu.. 
Sterczę w tym wszystkim, marznę i nie wiem dlaczego. Zimą praktycznie ocieramy się o śmierć. Ale czy jednocześnie nie jesteśmy blisko życia?"

Piękniej bym tego nie ujęła.
To raptem moja druga arktyczna wyprawa, ale zanim wyruszyłam na tę pierwszą, przeczuwałam, że na jednej się nie skończy.

   Tymczasem wracając do bardziej przyziemnych spraw, 20 lipca,  na obiad  była Chakalaka, a na deser pieczone jabłko z pistacjami, miodem, cynamonem i kardamonem. Istne szaleństwo :)

Każdemu aż ślinka leciała, toczyliśmy bój o to, kto dostanie większą połówkę.

Nasz III oficer, opracował świetne menu, oto jedna z kilku stron zawierająca dostępne możliwe opcje jedzeniowe. Były one dość mobilne, w zależności od prognoz pogody. Wiadomo, jak nie buja można upiec i ugotować wszystko, gdy mocniej buja lepiej skupić się na czymś szybkim, ale pożywnym.

Pogoda dopisywała, było mroźno, nie padało i mieliśmy świetną widoczność.


Gdzieniegdzie zaczęły pojawiać się coraz większe kawałki lodu, w sam raz do drinków ;)


Niczym powalony konik morski


Przed nami rozpościerał się przecudny park gór lodowych. Dziób jachtu parł naprzód, zbaczając raz po raz urzeczony widokami. Nie dało się przepłynąć obojętnie i żal było iść spać po wachcie, żeby nic nie przegapić. 


Brakowało jakiegoś punktu odniesienia, aby określić skalę wielkości

Dzielna arktyczna załoga obmyśla nazwy, dla poszczególnych gór


Nieprawdopodobne, jakie formy przybierały te spiętrzone bryły lodu. 

Te najbliższe wyraźne i trochę już poznane bo towarzyszyły nam przez dość długi czas, zanim zupełnie zniknęły z horyzontu. Te dalsze, okryte mgłą tajemnicy, bledsze ale nie mniej interesujące.

Zachłannie pochłaniałam widoki, nie mogąc się nadziwić. Obrazom towarzyszyły dźwięki, które niczym najzdolniejsza orkiestra, czyniły widok pełniejszym i jeszcze bardziej niesamowitym.

Stworzyliśmy wspólnie świat pełen kontrastu, z jednej strony tony cielącego się lodu, z drugiej stal i pomrukiwanie silnika. 

Obserwowałam bacznie, wolno zmieniające się obrazy, tracąc poczucie czasu i rzeczywistości. Bytowałam w czymś na kształt śnieżnej bańki, odcięta od tego co do tej pory znałam. 




Wiatr wespół zespół z wodą, potrafią wyrzeźbić prawdziwe cuda

A to jedna z moich ulubionych gór: "pancerny żółw"




Ponownie cytując autora "Oceanu Lodowatego": "Wszystko zdawało się być oślepiająco białe lub szarawe, dopóki nie dowiedzieliśmy się, że biel i szarość to złudzenie. Śnieg i lód są białe same w sobie, najbielsze, co tylko istnieje i co można wyrazić w terminach naukowych. Tymczasem śnieg i lód, widziane przez nas, wcale nie są białe, to rodzaj lustra, odbijającego wszystkie kolory świata."



Moja wachta 20.00-24.00, to było coś jak sen w cudowną jasną noc, mieniącą się gamą najpiękniejszych kolorów.


Zaczął nam towarzyszyć pak  lodowy, a krajobraz stawał się coraz bardziej górzysty.






Padł plan, aby przycupnąć gdzieś na kotwicy i zejść na chwilę na ląd. Pochodzić po górach, dotknąć stopą ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)