Zupełnie nie wiem skąd taki zachwyt w przewodnikach nad tym Isfahanem. Uważam, że w Iranie jest sporo dużo bardziej interesujących miejsc, ale też i nikogo nie zniechęcam bo warto zawsze wyrobić swoje zdanie i coś dla siebie znaleźć w każdym zakątku świata. No dobra meczet piątkowy trochę powala na kolana ale suma sumarum poza paroma perełkami samo miasto nie przebija Jazdu ;)
Hostel Amirk Abir na tle innych hosteli, w których spaliśmy w Iranie wypadł dość blado. Jedynym plusem była dość korzystna lokalizacja.
Nie była to udana noc, spało mi się już lepiej w autobusach ;)
Łóżka były niewygodne, było koszmarnie gorąco bo z niewiadomego powodu cały czas palili w piecu. Okno musiało być całą noc otwarte co z kolei wpuszczało dużo decybeli do środka, gdyż byliśmy przy ruchliwej ulicy. Do tego jeszcze latarnia, która waliła ostro po oczach.
Kolejnym minusem były umywalki tuż przy ochronie dość ortodoksyjnej, byłam świadkiem jak dziewczyna została odesłana do pokoju bo nie założyła chusty a planowała umyć zęby a przecież nie przystoi żeby tak kusiła mężczyznę, który w zlewie obok prał skarpety.
Rano w łazience natknęłam się na karalucha długości mojego kciuka. Przyszedł za potrzebą ale drzwi za sobą nie zamknął. Nie chciałam przeszkadzać..
Cóż pozostało poczekać aż zdejmą kłódkę z jedynego prysznica potem myju myju i dalej w drogę ku wielkiej przygodzie.
Mosty w Isfahanie są dość ciekawym zjawiskiem kulturalnym, szczególnie upodobali go sobie fani śpiewu, jak we flash mobie, jedna osoba zaczyna śpiewać a potem coraz więcej się dołącza. Niestety nie miałam okazji być tego świadkiem.
Pod mostami można swobodnie spacerować ale tylko przez pół roku bo przez kolejne pół przepływa tamtędy rzeka.
Z kolekcji moich ulubionych zdjęć |
W tle obowiązkowo majestatyczne góry, których w Iranie pod dostatkiem |
Męskie manekiny wyglądają zupełnie inaczej niż te smutne damskie i są chyba takie jakieś europejskie, ale może przewrażliwiona jestem ;)
Nie znajdując zbyt wielu atrakcji w Centrum Isfahanu udajemy się na jego obrzeża i tak odkrywamy kolejną świątynie ognia ale znów bez ognia. Tego dnia niemiłosiernie wiało i nie była to wymarzona pogoda trekkingowa ale i tak mi się podobało bo to zawsze jakieś wzniesienie, a ja już chyba tak mam, że lubię z wysokości zerkać na otaczający świat. Na górze życie płynie naturalnym torem bez zbędnego pospiechu i napięć i można nabrać dystansu do najbardziej frasujących spraw.
Wieczorkiem jak turyści sobie poszli udaliśmy się na plac Imama, który wraz z całą przylegającą zabudową został wpisany na listę zabytków Unesco. Musze powiedzieć, że zrobił na mnie wrażenie zdecydowanie to miejsce należy zobaczyć. Ogromne, mistyczne i wspaniale oświetlone a wszystko architektonicznie wysmakowane, taka perła w platynowej koronie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)