Najważniejsze są buty i śpiwór i tu oszczędzać nie można.
Na Kilimandżaro już pierwszej nocy (na przełomie sierpnia i września), gdzieś w okolicach 3 tyś m, było - 7 stopni, potem każdej nocy było już tylko zimniej i zimniej ale fajniej i fajniej ;)
/oczywiście jeśli jesteś zimnolubną istotą nie sugeruj się tymi wpisami, ja należę raczej do zmarzlaków ale zimna się nie boję, jedynie wiem, że potrzebuje cieplejszych ubrań/

Z uwagi na powyższe jeśli ktoś czytający jest również zmarzlakiem to polecam zainwestować w puchowy śpiwór np. -10.
Można pewnie też wypożyczyć i to jest też dobra opcja, szczególnie jeśli Kili ma być jednorazowym wybrykiem ;)
Sen na takiej kilkudniowej wędrówce jest dość istotny, bo wtedy regenerujemy siły i często od tego zależy czy wejdziemy na szczyt czy właśnie tego kawałeczka energii zabraknie ;)
Kolejną ważną rzeczą są buty, tych nie należy pożyczać. Powinny być przede wszystkim wygodne.

Sprawa jest o tyle trudna, że buty są uniwersalne a stopy są przecież różne: z niskim podbiciem lub wysokim, wąskie bądź nie, szczupłe czy z platfusem, wiec nie ma co się sugerować marką tylko trzeba mierzyć, mierzyć aż uznamy, że to te jedyne :)
W końcu zdecydowałam się na skórzane, membranowe, dobrze trzymające się skały, takie które sprawdzają się również w Tatrach.
Powinny to być buty za kostkę, ok. 1,5 nr większe z zapasem na opuchnięta nogę i skarpetę merino. Nie żadne wysokogórskie, gdyż raków automatycznych na Kili nie potrzebujemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)