Translate

Kilimandżaro, dzień czwarty, z Baranco 3900 m do Karanga Camp 3995 m. Kto wniósł na górę gołębie??? :D

 Po kryzysie dnia trzeciego, czwarty dzień był moim najlepszym zarówno pod względem fizyczno-psychicznym jak i samej trasy. Przewodnicy mówili nam, że trasa jest krótka i zygzakowana (Zig Zag). Nie wspomnieli, że to jeden z "ciekawszych" odcinków Wisky Route, pewnie żeby nie przestraszyć co poniektórych. Trasa była skalista z wąskimi półkami przypominającymi trochę nasze Tatry. Czułam się jak małpa w gaju. bo to to co tygryski lubią najbardziej;) Mogłam w końcu trochę się wyszaleć bo zaraz znowu tylko "pole pole" ;) /W suahili Wolno, wolniej/


Jedno z moich ulubionych zdjęć z Kili

Zig Zag

Majestatyczne Kilimandżaro w tle



Z racji znacznej wysokości czas na kolejny test balansowy

Coraz bliżej.. czuć już lodowaty oddech Góry



Urok Whisky Route, pod górę i w dół, po to żeby znów pod górę.. a wszystko to dla lepszej aklimatyzacji.

Kolejny check point osiągnięty

Trasę pokonaliśmy szybko /w kilka godzin/, byliśmy naładowani pozytywną energią i bardzo głodni, dobrze się składało bo w obozie czekały już na nas frytki. Marzenia się spełniają ! :)

Na tej wysokości frytki. Pełen szacun dla naszych Afrykańskich przyjaciół! 

Codzienna porcja witamin.

Jak kurczak to to nie smakowało. Podpowiedzią może być kolejne zdjęcie;)

Wróble, gołębie na 4 tyś.. kto je tam wniósł?






W planie na ten dzień mieliśmy jeszcze godzinne wyjście aklimatyzacyjne zaplanowane na późne popołudnie. W związku z tym zostało nam kilka godzin na spanie, czytanie, dyskutowanie i wygrzewanie się na słonku. Gdy rozmowy zeszły na temat jutrzejszego nocnego ataku szczytowego zaczęły się obawy.. 
"- jak to jutro atakujemy, jutro dopiero piąty dzień..
- no tak piąty ale atakujemy w nocy czyli 6 dnia ;)
- no ale czy damy radę???
- dlaczego mamy nie dać rady, w końcu apetyt jest, wszyscy się dobrze czują, nikt nie wymiotuje..
- będzie dobrze!"

W końcu plan był taki, że przyjechaliśmy żeby wejść, aby się sprawdzić czy wysokie góry są dla nas. Kilimandżaro nie jest trudne technicznie, trudna jest walka z samym sobą, bo wszystko siedzi w naszej głowie. Czym jesteśmy wyżej tym trudniej się idzie, trudniej oddycha, mięśnie nie chcą współpracować, czasem boli straszliwie głowa, a czasem wymiotujemy lub co gorsza mamy biegunkę. Te ostatnie trzy rzeczy mogą się przytrafić, ale nie muszą. W razie co trzeba się jednak przygotować na najgorszy scenariusz i nie poddawać, bo wszystko kiedyś przemija nawet najdłuższa żmija.. :D

Znajome dzioby, tam gdzie my tam i one :)

Słońce zachodziło z taką prędkością, że migawka w moim canonie zwyczajnie nie wyrabiała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)