Im bliżej byliśmy góry tym większy respekt do niej czułam. Wyglądała naprawdę przerażająco, pewnie dlatego, że pierwszy raz widziałam tak ogromną górę ;)
Górowała nad nami, taka piękna i władcza. |
Jeszcze tylko prowiant na drogę, uzupełnienie wody w bukłakach i można ruszać :)
/Wszystkie plastikowe butelki zostają zarekwirowane, można zabrać jedynie bidony, kubki wszelakie, termosy, bukłaki./
Jedzonko na drogę m.in kawałek kurczaczka, mini banan, tost z marchewką, jaja, ciacho, herbatniki, soczek. |
Tropikalny las, w którym wolałam się trzymać głównej ścieżki ;) |
Trąba słonia. |
Droga nie była zbyt wymagająca, taki kilkugodzinny spacerek. Trochę nieodpowiednio się ubrałam, licząc na temperaturę powyżej 30 stopni, w końcu byliśmy dość nisko a to przecież Afryka. Tymczasem był to dość chłodny dzień i suchy, pomimo trasy przez z reguły mokry tropikalny las. Przewrotne to Kili.
Tymczasem humory nam dopisywały, W powietrzu czuć było przygodę, byliśmy wypoczęci i otwarci na nieznane.
Po kilku godzinach niezbyt wyczerpującej wędrówki dotarliśmy do Machame Camp 2835 m, gdzie czekał już na nas rozbity obóz.
Widoczne na pierwszym planie szare namioty należą do nas. |
A potem kolacja, która przeważnie składała się z warzyw i owoców z dodatkiem ryżu, makaronu albo frytek. Nie wiem jak Oni to robili w tamtych warunkach ale wszystko było przepyszne i bardzo ładnie podane.
Z chwilą zajścia słońca zrobiło się momentalnie zimno. Nie pozostało nic innego jak doubrać się, zawinąć w śpiwór i spróbować zasnąć bo o 7 pobudka..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)