Zaraz po śniadaniu przywitano nas częścią artystyczną.
Potem, już tylko droga w dół, przez tropikalny las, pełen "niebieskich" małpek.
A na dole czekało przepyszne piwo Kilimandżaro i pamiątkowy certyfikat.
Za niewielką opłatą, można było dać Paniom lokaleskom buty, do obmycia z wulkanicznego pyłu.
Dolny Gate i nasze zakurzone fatałaszki już spakowane, gotowe do dalszej drogi |
Odwieziono nas do hotelu w Moshi, a tam luksusy, no bo łózko wygodne i woda ciepła i w końcu możliwość umycia się inaczej niż mokrą chusteczką. Każdy z nas z przyjemnością skorzystał z tej dogodności. Pachnący, przebrani wybyliśmy na miasto na kolację zwycięzców :)
Ale Kili wciąż jakby obecne |
![]() |
Safari, Serengeti i Kilimandżaro - najlepsze Tanzańskie piwka |
![]() |
Cola fit bo w smukłej butelce ;) |
![]() |
Najgorszy hamburger w życiu - w środku zamiast kotleta udko z kością ;) |
Błędem było pójście do dobrze wyglądającej knajpki dla Europejczyków. Skusiła nas jazzowa muzyczka w środku. Jedzenie było okropne, ale przez moment mieliśmy spokój bo nikt nas nie zaczepiał i nie wzbudzaliśmy takiej sensacji swoim kolorem skóry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)