Dzień trzeci, może nie sądny ale dzień kryzysu jak dla mnie. Wysokość w okolicach 4 tyś daje o sobie znać. W nocy udało mi się trochę pospać. /Pamiętam, że po za tym, że się wierciłam coś mi się zdążyło przyśnić, wiec spać trochę musiałam;)/
Oddychało mi się ciężko i szybko się męczyłam. Przejście kilku metrów do "toalety" było nie lada wyczynem, a tu w planach na ten dzień wejście aklimatyzacyjne na 4600. Cóż, do wyjścia jeszcze trochę czasu, bo śniadanie, pakowanie etc. na pewno się poprawi..
 |
Na wsi budzą koguty, na Kili głodne ptaszory a'la sępy. |
 |
Podchodziły pod sam namiot, wypijały nam wodę do mycia i zjadały zapasy ;) No dobra nie zjadały, ale na pewno planowały. |
 |
Uchwycony z nienacka, myślał skubaniec, że go nie widzę. |
 |
Liczyły po cichu, że ktoś padnie po drodze. Jako, że tego dnia byłam niewyraźna, najwięcej ich było przy moim namiocie. |
Codziennie po śniadaniu sprawdzano, czy możemy iść dalej. Przeprowadzano z nami ankietę odnośnie naszego samopoczucia. Sprawdzano po talerzach czy coś zjedliśmy.
Mieliśmy z tego spory ubaw, bo każdemu zależało żeby dostać jak najwyższą ocenę czyli 10 + wiec czasem trochę niegroźnie dla zdrowia naciągaliśmy rzeczywistość. /Dobrze, że baterie nie padły w pulsoksymetrze od naszych wielokrotnych prób podniesienia poziomu tlenu we krwi ;)/
 |
Codzienne sprawdzano nasze parametry życiowe, a w szczególności poziom tlenu i tętno. Ważne też były zdrowe kupki i dobry apetyt ;) |
 |
Prowiant na wymianę. Wymieniałam tosty z marchwi na jajko, albo banana na ciacho :) |
 |
Tu kwitło życie towarzyskie, czyli nasza stołówka. |
 |
Pozowanie do zdjęcia po tytułem "A Kili jest takie malutkie" :) |
 |
Tak blisko, a jednak wciąż daleko.. |
 |
A może to morze.. |
 |
Wróbel na wakacjach w Afryce |
 |
Lava Tower zdobyta :)
|
Udało się zdobyć Lava Tower, leżącą na wysokości 4600, nie obeszło się bez bólu głowy 3 z 7 osób odczuwało potworny ból głowy, który po części pewnie był zasługą silnego wiatru, który smagał nam zatoki. Do połowy trasy szłam praktycznie na samym końcu, dopóki nie przyzwyczaił mi się oddech.
/Dopóki ciało nie przyzwyczaiło się do wysokości szłam "pole pole" czy wolno wolniej (w suahili). /
 |
Słynna Wieża Lawy
|
Gdy schodziliśmy z Lawy do znajdującego się niżej campu Baranco 3900 m, ból głowy stawał się nie do wytrzymania, a droga się dłużyła. Przyroda wokół się zmieniała, spotykaliśmy na swej drodze coraz bardziej fikuśne rośliny. Pojawiały się coraz częściej źródła wody, prawdopodobnie tej ściekającej z lodowca.
 |
Przeogromne zielone drzewka cudaki :)
|
Po wejściu do namiotu spożyłam 2 tabletki silnego leku na ból głowy, zwinęłam się w kulkę i czekałam na ukojenie. Ból odbierał chęci do życia, był tępy i niekończący się. na szczęście leki go załatwiły i znów było pięknie, a co najważniejsze był apetyt więc wróciła szansa na ocenę rzędu 10 bo plusa zabrał już ból głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)