Translate

Longyearbyen, o włos od misia, noc w polskiej chatce (trapera)

Chyba każdy z nas po tej wyczerpującej podróży zasnął od razu. Wyspani, wypoczęci, ruszyliśmy do jadalni aby wrzucić coś na ząb. Świeży chlebek ze smorem, serkiem philadelphia oraz obowiązkowo z pastą z łososia czy tuńczyka, pycha. 


Śniadanie mistrzów :)

Szczęście na tym wyjeździe nam dopisywało, po całości. Ilekroć wsiadaliśmy naszą wesołą gromadą do autobusu, kierowcy udzielali nam zniżek, tak sami z siebie. /Transport w Norwegii jest kilkanaście a czasem kilkadziesiąt razy droższy niż w Polsce./ Tym razem kierowca był Polakiem i przysłużył się nam tak wspaniale, że zawiózł nas pod same lotnisko. Tyle się słyszy, że na zachodzie Polak Polakowi wilkiem, ale na dalekiej północy ludzie łakną kontaktu z rodakami, krzepiącej rozmowy w ojczystym języku, wymiany informacji, poczucia przynależności. Chciał pomóc, a przy okazji zapisał się w naszej pamięci, jako znaczący puzzelek tej wyprawy, pozdrawiam przemiłego Pana Kierowcę!


Przyłapani wprost z autobusu. Pani w odświętnym norweskim stroju, Pan równie elegancki i tak zmierzają sobie na niedzielną mszę..

A tu już Svalbard i totalna zmiana kolorystyki

Będąc już tak blisko Archipelagu Svalbard pozwolę sobie na chwilę z geografią i historią ;) Przede wszystkim jest to jeden z najdalej na północ wysuniętych i zamieszkałych obszarów. /Białych misiów jest więcej niż ludzi/. Znajduje się 1100 km od bieguna płn i 800 km od Norwegii. Około 60 % powierzchni pokrywa wieczna zmarzlina. 
Wszystkim tam zarządza Gubernator (Sysselmann) i to do niego trzeba się od razu zgłosić po wszelkie pozwolenia, m.in te na broń, bo bez niej nie można się wypuszczać poza teren miasta. 
Svalbard jest zdemilitaryzowany i zgodnie z traktatem z 1920 r, stanowi własność Norwegii, a prawo w zakresie działalności gospodarczej przysługuje dodatkowo Rosji.
Z zasobów naturalnych archipelagu i prowadzenia na tym terenie badań mogą korzystać obywatele z 42 krajów świata, m.in z Polski, stąd taka różnorodność stacji badawczych. 

Spitsbergen jest największą wyspą Svalbardu i to wokół niej będziemy krążyć naszą dzielną łajbką. 

Spodziewałam się nieco mniejszego  lotniska

Z Tromso do Longyearbyen na Svalbardzie leci się około 1,5 godziny, a loty są praktycznie codziennie.

Takich wypchanych miśków przyjdzie nam jeszcze trochę zobaczyć..

A co do samych miśków, to wyglądają uroczo jak maskoty ale na żywo spotkanie z nimi to już nie taka baja. Są to największe drapieżniki lądowe, dorosłe samce potrafią mierzyć i 3 m, a ważyć bagatela 700 kilo. Są świetnymi pływakami i biegaczami, rozpędzą się na spokojnie do 60 km/h. Co robić? Nie stanąć im na drodze. Wypatrywać z daleka ;) Są najbardziej mięsożerni z niedźwiedziowatych i częściej niż inne polują na ludzi. Dlatego tak ważne jest noszenie ze sobą broni i rakietnicy, w celu szybkiego odstraszenia miśka. A gdy odstraszyć się nie da, trzeba sprawnym ruchem wycelować mu w serce czy głowę. Na Arktyce na niedźwiedzie nie poluje się ot tak dla przyjemności, są traktowane z szacunkiem, zabija się je jedynie wtedy gdy zaatakują człowieka. W takiej sytuacji zostają natychmiast wytropione i zastrzelone.

Dotarliśmy dość daleko, a to dopiero początek :)

Krajobraz Svalbardu kopalniany, pokolorowany przytulnymi domkami

Z lotniska odebrał nas Królik czyli Jarek Zajączkowski, wspaniały człowiek orkiestra :) legenda żeglarstwa arktycznego, opiekun polskiej chatki, założyciel zespołu szantowego "Krewni i znajomi Królika" oraz były szef całorocznej polskiej stacji badawczej na Hornsundzie. 

Oto i polski domek, przyczółek żeglarzy, traperów i innych obłąkańców ;)

Buty trzeba ściągnąć idąc do Gubernatora, jak również wchodząc do chatki trapera

 Zdejmowanie butów przed wejściem do czyjegoś domu, czy urzędu wzięło się stąd, że kiedyś na Svalbardzie były wszędzie czynne kopalnie. Górnik po wyjściu z kopalni w zapylonych butach wchodził do pubu czy sklepu i zostawiał wszędzie ten kopalniany bałagan. Na Spitsbergenie jest raptem 40 km asfaltu, większość nawierzchni stanowią drobne kamienie z piachem i pyłem, co łatwo nanieść na butach.

Kuchnia w chatce

Na Spitsbergenie też nie lubią niektórych gatunków kaczek


Salon, a w nim koza do ogrzewania całego domku. 

Tu spędziliśmy noc, na stryszku w domku trapera

Strażnik polskiego domku - Mr Rudek, zwany przez niektórych Rudzikiem :)

Deszcz w ogóle nie draźni, gdy daje taką tęczę :)


Tak jak pisałam, misiów jest tam więcej niż ludzi, ciekawe czy wliczają w to te wyrzeźbione, namalowane i ponaklejane. I kolejny paradoks z podróży, misiów nie widziałam w ogóle ale widziałam misie na każdym kroku ;)

A oto i kolejna z licznych wiosek Mikiego

Na północy nie dziwi nic, a to że pianino, poroża, pianino to już na pewno ;)


A słyszałam, że Norwegowie to tacy smutni i ponurzy, a u nich jakoś bardziej kolorowo niż u nas.


Nie drażnij Misia. Nigdy! ;)

Nasza dzielna łajba, którą w dniu następnym odbierzemy od poprzedniej załogi.

Znak oznaczający koniec miasta, tuż za nim obligatoryjnie trzeba chodzić z bronią

Co do znaków z miśkami, za którymi to trzeba z bronią chodzić, mieliśmy zagwostkę czy Niedźwiedzie znają się na znakach ;). A no nie znają się i zdarza im się zapuścić do miasta. Tego właśnie dnia, gdy my poszliśmy zwiedzać jedną stronę miasta, niedźwiedzica z małymi postanowiła zwiedzić przeciwległą stronę tego samego miasta. Uff. Jednak coś nad nami czuwało, bo broni nie mieliśmy ani pół i zupełnie beztrosko lataliśmy po Longyearbyen. Momentalnie ulica została wyłączona z ruchu, tak aby nikt nie przeszkodził misiom w spacerze i aby spokojnie mogły sobie wrócić do domu.


Nad wodospadem widoczne pozostałości po kopalni, wagoniki na węgiel

Z racji niskich temperatur, naszym głównym pożywieniem, miały być wysokokaloryczne golonki, szaszłyki, gołąbki i mielone steki, wszystko to próżniowo pakowane gotowane do podgrzania w piekarniku

A po późnym obiadku, trzeba się ruszyć na miasto. Tego dnia poprzednia załoga miała spędzić ostatnią noc na jachcie a dobry żeglarski zwyczaj, karze z poprzednią załogą się poznać. Cóż zrobić, jak mus to mus ;) Pubów w tym miasteczku nie ma zbyt wielu, bo chyba są ze trzy, z czego dwa już znamy. Ceny piwa są tak koszmarnie wysokie, że człowiek szybko przechodzi na abstynencję. Nigdy wcześniej nie wydałam prawie 50 zł na jedno piwo. Nigdy wcześniej ani pewnie nigdy później żadne piwo nie będzie mi tak smakowało :)

Misie też za kołnierz nie wylewały

Delektowaliśmy się każdym łykiem, tego cennego trunku

Nic dodać nic ująć

Idziemy w nocy z jednej knajpy do drugiej, a wokół jakby jasno, wszędzie jasno, czyżby końcówka  arktycznego lata?

W mieście, gdzie w niedzielę, w żadnym sklepie nie sprzedają alkoholu, jakby duży wybór, w pobliskim pubie..

Świetne zdjęcia reporterskie, przedstawiające pracowników kopalni

Równowartość jakiś 240 PLN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)