Nowa Zelandia to raj również dla fanów Tolkiena, powstały specjalistyczne strony, a nawet książki, które pokierują nas do miejsc, w których kręcono "Hobbita" czy "Władcę Pierścieni". Może nie jestem ortodoksyjną fanką, ale filmy te widziałam i ubawiło mnie podążanie ich śladami. Zatem w kolejnych postach będę subtelnie wplatać wątki baśniowe do mej opowieści :)
Niedaleko Queenstown, w regionie Otago, znajduje się malowniczo położone miasteczko Glenorchy, a w nim szopa, czy kojarzycie ją z któreś z ekranizacji Tolkiena? Jeśli tak, to musicie być prawdziwymi fanami :)Te owieczki nie bardzo miały parcie na szkło |
Następna ważna lokacja znajduje się niedaleko Diamond lake i miasteczka Paradise. Drogi czytelniku czy dostrzegasz drużynę pierścienia, przechadzającą się posród drzew? Jeszcze kurz nie opadł ;) A gdyby tak stąpać po tej samej ziemi co Gandalf Szary.. Mówię Wam przybywajcie i przeżywajcie to wszyscy, bo to co przeżyjecie z Wami będzie na zawsze ;P Wracając na chwilę do bardziej przyziemnych spraw, w tych okolicach, latający nad polem helikopter, nikogo nie dziwi. Ratuje ludzi, gdy samochodem za daleko, przewozi narzędzia, materiały, pomaga usprawnić rozpylanie środków ochrony roślin, na dużych obszarach, oraz tych trudniej dostępnych, gdzieś wysoko w górach. Zbiera próbki gleby, aby dostosować odpowiednie zabiegi agrotechniczne, oszczędzając ludzki czas i pieniądze (pewnie po kilku latach zwraca się koszt helikoptera) bo przy takim sprzęcie jeden człowiek jest w stanie wykonać pracę wielu ludzi. A tu już z innej beczki, ale dalej użytecznie, "Bradrona", to ogrodzenie ze stanikami, pozostawionymi przez przyjezdnych (przy destylarni, co jak dla mnie może oznaczać tyle, że ktoś powiązał destylarnię z jakąś globalną krzywdą kobiet, co w sumie mogło być mieć jakiś większy sens, ale w Wikipedii nikt do końca nie wie jak to było, więc to tylko moja sklejka), co stało się przyczynkiem, do zrobienia czegoś dobrego, na szerszą skalę. Wystawka ze staników przyciąga turystów, którzy to oprócz robienia pamiątkowych fotek, mogą zasilić szczytny cel, związany z rakiem piersi, wystarczy zasilić tamtejszą skrzynkę na datki. #ThatWanakaTree I tak docieramy do kolejnej atrakcji jaką jest wierzba rosnąca na płd. krańcu jeziora Wanaka. W wyniku swej popularności straciła już kilka konarów, dźwigając instagramerów, którym nie wystarczył sam kadr z drzewem w tle #ludziecozwaminietak. A już myślałam, że w NZ nie lubi się psów, drapieżników, wyjadających jaja z gniazd, tymczasem ta psia biblioteka mnie uspokoiła. Swoją drogą świetny pomysł na spożytkowanie części budżetu obywatelskiego. Tego dnia na naszej drodze znajdowały się też lasy deszczowe, czuć było tę wilgoć w powietrzu i nasycenie zielenią krajobrazu. Znowu przeniosłam się do Ameryki Południowej. "Czym dalej w las" tym bardziej wierzę w teleportację międzykontynentalną, bo łatwiej w to uwierzyć niż w fakt, że na jednym skrawku ziemi jest wszystko :D Może i banalne, ale dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego tak lubię niebieski i zielony. Widok na Haast River Morze Tasmana, jest idealnym przykładem 'niebieskiego', zamiast mówić w sklepie, że chciałabym niebieską koszulkę (turkusową lub no nie wiem, inną niebieską), powiedziałabym poproszę o koszulkę w kolorze najbardziej nieprzewidywalnym i niebezpiecznym, ze strefą ryczących 40tek, gdzie ekstremalne wiatry znad koła podbiegunowego smagają ocean, wywołując wielometrowe fale, a prądy szarpią wszystko co w wodzie i na niej. Myślę, że jest to obecnie bardziej możliwe niż wcześniej, sztuczna inteligencja mając te dane w bazie wymiesza odpowiednio kolory i dostanę swój idealny niebieski :) Ostatnim naszym przystankiem przed Fox Glacier, był spacer w strugach deszczu na Monro Beach. Zaletą spacerow w deszczu jest brak komarów i nic to, że mój nieprzemakalny telefon namókł tak, że dopiero po nocy dał się naładować. Spacer był ożywczy i odprężający, a w połowie drogi, mieliśmy szansę po raz drugi zobaczyć Morze Tasmana, tym razem w mniej grzecznej odsłonie. A tu drugi/druga W tych lasach psy też nie są mile widziane, tym razem chodzi o przyszłe potomstwo pingwina I jeszcze standardowa pucha na datki. W NZ sporo atrakcji jest za darmo, ale jeśli ktoś czuje potrzebę aby się odwdzięczyć, to można. A tu już miejsce noclegu, z widokiem na lodowiec Fox Glacier. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)