Były już fiordy, ocen, morze, lasy deszczowe, a co powiecie na pustynię. Giant Sand Dunes, czyli tym razem coś dla fanów Diuny ;)
Wydmy z widokiem na Morze Tasmana, jakby ktoś pytał, istnieje możliwość zjazdu na desce, ale nie takiej montowanej do butów, jak myślałam, a takiej bardziej do zjazdu na brzuchu. (Patrząc jak się ludzie na tym męczyli, ale dlatego, że zjeżdżali na tej nienawoskowanej stronie :D odpuściłam atrakcję. Teraz trochę mi żal ;)
Ciekawa odmiana i kolejny dowód na to, że w Nowej Zelandii jest wszystko :)
A poniżej to już 90 milowa linia brzegowa, która służy jako dodatkowa droga. Nawierzchnia jest na tyle twarda, że spokojnie przejedzie tamtędy nawet dość ciężki pojazd, a jak się rozpędzi i ruszy na północ, to na pustyni Giant Sand Dunes wyląduje.
Widokowo, choć nie ma gór lodowych, od razu przyszła mi na myśl Arktyka, ta gra kolorów, odbicia w wodzie. Nie robię rankingów plaż, ale gdybym zaczęła to ta będzie u mnie nr 1. I pierwsze co mi przyszło do głowy to ruszyć te 90 mil przed siebie.
Niesamowite, że oprócz nas nie było tam żadnego chodzącego człowieka. Widziałam kilka samochodów, ale nikogo człapiącego wzdłuż brzegu. I wtedy pomyślałam sobie, że jak gdzieś osiądę na stałe to muszę mieć ocean za rogiem, albo chociaż jakieś większe morze. Bo w góry to ja sobie mogę zawsze pojechać, ale jednak to bez wody człowiek żyć nie umie.
Zostałabym w tamtym miejscu, już się zauroczyłam. W pobliżu żadnych zabudowań, zero chętnych, zero konkurencji. Jeszcze nie wiem co ja tam bym robiła i za co, ale czy zawsze trzeba mieć plan ;)
![]() |
Słupek po maorysku |
Kolejną lokalną atrakcję którą przetestowaliśmy był rejs stateczkiem z przelotem przez dziurę w skale (Wyspa Hole in Rock), towarzyszyły nam delfiny.
Raz na jakiś czas są na tyle sprzyjające warunki, że skipper jest w stanie tego dokonać, tak bez uszczerbku na zdrowiu załogi.
![]() |
Latarnia morska na wyspie Cape Brett |
Dobiliśmy też na wysepkę Urupukapuka, gdzie było kilka dobrych punktów widokowych na Zatokę Wysp.
![]() |
Lokalne mieszkanki Urupukapuka |
Kolejnym miejscem, które mnie absolutnie urzekło byl Parry Kauri Park. Oprócz sympatycznego spaceru po parku wielkich kauri (pętla 0,8 km), znajdziemy tam też dwa najstarsze z nich: McKinney (800 lat) i Simson (600).
Wchodząc do parku, bezwględnie należy opłukać i wyszczotkować swoje buty, aby nie wnieść ze sobą obcej roslinności, a z nią patogenu przypominającego grzyba, który zagraża drzewom.
Kauri nie zostało już zbyt wiele, w 19 i 20 w. zeszłego stulecia, rdzenni mieszkańcy NZ, wykorzystywali miękkie, miodowo zabarwione drewno kauri do budowy łodzi oceanicznych, do rzeźbienia, produkcji gitar, oraz na barwnik do maoryskich tatuaży (żywicę).
Tuż przy parku zwiedzić można również lokalne muzeum związane między innymi z wyrębem kauri w okolicach Matakana Coast.
Oddział pocztowy z 1861, więzienie z 1912 r, to pozostałości po epoce pionierów, gdyby tylko drzewa kauri potrafiły mówić, pewnie zdradziłyby nam niejedną ciekawą historię :)
A tu już kolejne ciekawe i godne polecenia miejsce, spot surfingowy w Piha. Powyżej widok z góry na skałę Lion Rock. Poniżej skała z bliska.
Plaża pokryta jest czarnym wulkanicznym piaskiem.
Niedaleko Piha znajduje się ścieżka Mercer Bay Loop Walk, niesamowicie malownicza, którą warto w całości przemierzyć, lawirując wsród bujnej roślinności, aby doświadczyć zapierających dech widoków, na poszarpane klify i Morze Tasmana.
I tak poniosło nas do Auckland, miasta z 328 metrową wieżą Sky Tower, którą, gdy się dobrze przyjrzycie, wypatrzycie w prawej części poniższego zdjęcia.
Widok ze szczytu Mount Eden, wprost do 50 metrowego krateru |
Mount Eden to wygasły 28 000 lat temu wulkan, który wznosi się na wysokość 196 metrów i jest to najwyższy punkt w Auckland.
Tak, jestem fanką drzew, szczególnie tych nowozelandzkich :)
|
![]() |
Przejście wzdłuż głównej promenady portowej |
![]() |
Panorama z punktu widokowego na Mount Victorii/Tacarungi |
Pora pożegnać Nową Zelandię, każde jej drzewo, a przede wszystkim każdy wesoły słupek, a spotykalismy ich trochę, często w miejcach w których nie powinny być.
Z łezką w oku wspominam piewsze swoje chwile w NZ, kiedy własnoręcznie przesunęłam jeden z nich, abysmy mogli przejechać "na wpół legalnie" pasem, który sobie obraliśmy :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)