Od samego rana z odstępem około pięciu minut, nadlatywał lub odlatywał helikopter. Dwie osoby z naszej polsko-himalajskiej grupy zorganizowały sobie taki odlot. Niekiedy sytuacja rodzinna lub zdrowotna nie pozwala na długotrwały trekking powrotny i wtedy trzeba sięgnąć do czeluści kieszeni po 1200 dolców.
 |
To jeszcze nie te podwieszane ale są już bliżej niż dalej
|
Mijałam głównie znajome twarze i nie mam tu na myśli tylko swojej grupy.
 |
Ten yak zastanawia jak długo będzie jechał w dół na zadku |
 |
A te yaki są na wakacjach, zasłużyły ciężką pracą na chwilę wytchnienia |
 |
To było szybkie zdjęcie, bo zwierzu się przemieszczał, był szybszy niż mój zoom i stąd taki specyficzny kadr |
 |
Tu obiadowaliśmy |
 |
Powoli te najwyższe zostają w tyle |
 |
Helikopter w chmurach ;) |
 |
Dostojny pan yak |
 |
A tu wciąż świąteczny klimat, czas się jakby zatrzymał |
 |
Ceny znowu jakby niższe, zaczęłam akcję nawadniania przepysznymi sokami z puszki
|
Będąc w niedalekiej odległości od loggi, wyczuliśmy piekarnię, postanowiliśmy do niej wrócić, gdy już dotrzemy do miejsca noclegu. Tak też zrobiliśmy, zwabieni kuszącymi zapachami, spodziewaliśmy się nie lada smaków. Nic bardziej mylnego. Buły były ciężkie zarówno do zapicia jak i przełknięcia. Nie dało nam do myślenia nawet to, że w środku nie było za dużo amatorów węglowodanów. Dopiero widok naszej grupy robiącej sobie zdjęcia nad talerzem, spowodował napływ innych głodomorów. I biznes się kręci :)
 |
Często loggie przyozdobione były zdjęciami właścicieli lub/i przedmiotami ważnymi w ich życiu
|
Wróciliśmy do swojej loggi, gdzie pomimo złego pierwszego wrażenia, zyskała przy bliższym poznaniu. Przede wszystkim właścicielka gotowała pierwszorzędnie. Rozpaliła w piecyku kupami yaka i mogliśmy nagrzać swoje wyziębione kości, popijając herbatę z rumem. Klimat tworzyła też muzyka, zapuszczona przez jednego z naszych młodych przewodników.
Czuć, że małymi krokami zbliża się sezon zimowy. Znajdowaliśmy się w dolinie na niespełna 4 tyś, a było zimniej niż kilometr wyżej. Słońce schowało się zanim zdążyliśmy się zorientować. Rozgrzała mnie treściwa zupa sherpy, bogata w warzywa i kluseczki.
Zabawna była właścicielka, taka sympatyczna z twarzy ale bardzo bezpośrednia babka, która na męskie prośby o dorzucenie do pieca, obejrzała każdego ciut bardziej wypasionego przedstawiciela płci męskiej i ze śmiechem na ustach rzekła, że tacy jesteście "fat" i Wam zimno /z czego "zimno" padło po polsku/.
 |
Tu ostatni raz widziałam swoje ulubione japonki ;)
|
Decyzje o pójściu do łazienki, a potem do śpiworka, odciągałam w nieskończoność..było rześko.. a mnie rozkładało przeziębienie i to całkiem konkretne.
 |
Dobrze, że się nie zdążyliśmy przyzwyczaić do działającej spłuczki, którą mieliśmy w poprzedniej loggi |
 |
Grunt, że była woda :) |
 |
Nasza loggia w tle
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)