Translate

Puerto Natales - w brzuchu Patagonii, czyli miasto które wciąż żyje duchem Selk'nam

      Puerto Natales, tęskniłam :) Bo w końcu się trochę znamy (spędziłam tu już jedną noc w drodze do Argentyny i znam jedynie dobrze drogę na dworzec autobusowy;), ale z miejscami jest trochę tak jak z ludźmi i czasem pierwsze spojrzenie sprawia, że już wiem, że się dogadamy. 

Pozostaniemy tu jakiś dzień, albo dwa aby zrobić zapasy i przepakować się na 7-dniowy trekking wokół masywu Torres del Paine. Wystarczająco by się co nieco rozejrzeć.

Tymczasem Puerto Natales ujęło mnie swoim przywiązaniem do tradycji, z każdego rogu miasto krzyczy swoim dziedzictwem narodowym, z którego są niesamowicie dumni. 



Powyższe i  dwa dolne zdjęcia przedstawiają Selk'nam, znanych również jako Ona lub Onas. Są to rdzenni mieszkańcy Ziemi Ognistej (tereny dzisiejszej Argentyny i Chille). Żyli z polowań na guanako, a ich tradycyjny styl życia opierał się na mobilności i współpracy, w małych kilkurodzinnych grupach. 
Byli to ludzie krępi i dobrze przystosowani do życia w trudnych warunkach. Znani byli ze swojego bogatego systemu wierzeń, obejmującego mity i rytuały. Wierzyli w duchy i to że każdy człowiek ma swojego, który odpowiada za szczęście lub jego brak. 

Selk'nam tworzyli rzeźby z piasku ("chengkach"), który przedstawiały duchy i zwierzęta oraz służyły do magicznych rytuałów. Uważali, że piasek jest żywym materiałem, posiadającym moc ożywiania ducha. Repliki tych rzeźb, wytworzone na podstawie opisów i rysunków z czasów kolonialnych, można jeszcze spotkać w muzeach poświęconych kulturze Indian Patagonii. 
Do tej pory jakże przydatny internet w tym przypadku okazał się mało pomocny i nie udało mi się dotrzeć do żadnej z tych replik. 

Selk'nam jakby się przejął informacją pustek w necie. Nie martw się damy radę :)

Niestety los Selk'nam był tragiczny. W XIX i na początku XX wieku, zostali poddani eksterminacji przez europejskich kolonizatorów, którzy zajęli ich ziemię i zniszczyli tradycyjny styl życia. Dziś są wymarłym ludem, ale ich kultura i historia wciąż są obecne w Puerto Natales, a przede wszystkim w sercach tamtejszych mieszkańców.


Oprócz wątków historycznych i kulturowych na muralach gości natura, wszechobecnie górująca w Patagonii.

Mural "Tres Torres"( trzy wieże), znajdujący się przy ulicy Manuel Baquedano, tuż przy głównym placu miasta, jest jednym z największych i przedstawia trzy szczyty "Torres del Paine". Wykonali go artyści pochodzący z Chille i Argentyny, w 2012 roku.


Na tym muralu namalowanym prawdopodobnie przez artystę o pseudonimie Inti Castro, widać starszego mężczyznę Selk'nam, ptaka, który był dla tego plemienia ważnym symbolem, osobę z plemienia trzymającą tykwę do picia yerba mate, atak na członka plemienia oraz grupę ludzi, którzy symbolizują kolonizatorów przybyłych do Patagonii.

To zdjęcie jest kontynuacją murala z poprzedniego zdjęcia. Całość przedstawia sceny z życia i kultury Selk'nam.

Symbolem Puerto Nateles jest kondor na tle góry i jeziora. Jest nim również tapir andyjski, zwany również patagońskim. Endemit, którego można zobaczyć w logach, rzeźbach czy malowidłach.


Te kosze na śmieci, w kształcie postaci ludzkich, mają przypominać o potrzebie utrzymania czystości i segregowaniu śmieci. Wzorowane na akcji "trash people". Pierwotny projekt powstał w 2006 roku w niemieckim mieście Bremerhaven i szybko zrobił się popularny w wielu miastach świata. 



Mam w zwyczaju odwiedzanie cmentarzy, bo to również część historii, i potrafią wiele mówić, choć po cichu.


Od czasów plemiennych trochę się zmieniło, dawniej nie istniało pojęcie pochówku. Zmarłego porzucano w lesie wbitych na pal lub zanurzano w wodzie. Dopiero w czasach kolonialnych wkroczył katolicyzm, ze swoimi "zasadami".


W niektórych regionach Patagonii, na cmentarzach znajdują się charakterystyczne groby, wykopane w ziemi, pokryte płytką z betonu lub kamienia i zwykle bez nagrobków. Ta tradycja wynikała z braku drzew, które mogły posłużyć do wykończenia nagrobków. 


To co się rzuca w oczy to kolor nagrobków. Kolorowe pomniki mają swoje korzenie w wierzeniach Indian andyjskich, którzy uważali, że kolor to radość. Uważali, że pochówek bliskiej osoby to nie tylko smutek, ale także celebracja całego jej życia. Zupełnie to rozumowanie do mnie przemawia. Jaskrawe kolory mają przypominać o życiu zmarłych i wyrażać wdzięczność na ich obecność w naszym życiu.

Krypta widoczna na zdjęciu, powstała dla zmarłego strażaka, który zginął młodo, ratując z pożaru dzieci. Wiele tego typu krypt, zbudowano dla osób, które wniosły wkład w rozwój miasta lub dokonały czegoś wyjątkowego dla innych. Powyższa krypta jest bardzo charakterystyczna i przyciąga uwagę. W środku niej znajduje się mnóstwo zdjęć i zabawek. prawdopodobnie od wdzięcznych, uratowanych z pożaru dzieci.


Przechodząc do natury rzeczy, bo w sumie to jest to co interesuje mnie najbardziej i szczęśliwi Ci który mają morze przed nosem. A tu tego morza i gór i lodowców i na Antarktydę rzut beretem. 

No pięknie tam mają.
 
A teraz wyobraźcie sobie, że idziecie promenadą wzdłuż zatoki Almirante Montt i zerkacie w stronę cieśniny Magellana, zezując na patagońskie szczyty. 


Jeszcze obiad, którym warto się delektować, bo przez kolejne 7 dni jedynie liofilizowane żarcie przewidziane ;)

Wasze zdrówko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)