W środku nocy wyrwały mnie ze snu rozmowy na pokładzie, chwilę później do naszej kajuty zajrzała nasza nadworna załogantka -"budzik" z tekstem: "DZIEWCZYNKI WSTAJEMYYYYYY", powtórzonym na wszelki wypadek kilka razy ;)
Manewry przeszły gładko, praktycznie w ogóle nie wiało, zastanawiał nas jedynie pewien obiekt tonąco-pływający. Po ciemku mieliśmy pewne domniemania co to może być, jak się rano okazało były to pozostałości po starym pomoście, a w środku nocy wyglądało to prawie że mistycznie :)
O ile w dotychczasowych miejscach postoju, nie widzieliśmy za dużo ludzi tak tu nadrobiliśmy z nawiązką. Nie zdążyliśmy oka otworzyć i pomyśleć o śniadaniu gdy grupa spragnionych wrażeń turystów hałasując na pomoście, próbowała się wydostać z "suchych" kombinezonów. Chwilę potem można było przyuważyć jak po kolei załatwiali potrzebę tuż przy głównej drodze do miasta. Widocznie tak zmęczyła ich podróż szybką łodzią, że zapomnieli o dobrych manierach ;)
Kiedyś to miejsce było zwykłą osadą, która wraz z dużym wydobyciem węgla przekształciła się w miasto, ważne strategicznie, gdzie wschód spotykał się z zachodem.
Ciekawą kwestią jest samo wydobywanie węgla, gdy na Spitsbergenie nie ma ani jednego drzewa, skąd takie duże wydobycie? A no stąd, że kiedyś kontynenty wędrowały i drzewa przypłynęły w skale.. i to by było tak bardzo dużym skrócie. Całość trwała wszak bardzo długo i była dość skomplikowanym procesem. Jeśli interesuje Was ten temat odsyłam do tematu Gondwany.
Sama osada zanim została kupiona przez Związek Radziecki (w 1927 r), przez 17 lat była w rękach Szwedów. Podczas II wojny światowej osadę ewakuowano, gdyż bano się bombardowań, ale później wszystko wróciło do normy i wznowiono prace w kopalni. Pracowali w niej najznakomitsi górnicy z Rosji i Ukrainy. Przybywali całymi rodzinami na okres dwóch lat, później następowała wymiana ekipy. Z czasem wybudowano hotel w celu przyciągnięcia turystów. Ludność zamieszkująca Pyramiden liczyła około 1000 osób.
 |
Po lewej stronie widoczny pomnik ,informujący o miejscu w jakim przebywamy, jest to również najbardziej rozpoznawalny punkt odniesienia i stały bywalec zdjęć :)
|
 |
Nie mogło zabraknąć i miśka, na nasze szczęście blaszanego
|
 |
Budynek w tle, tuż za moją czapką, to szpital |
 |
I kolejny drewniany pomost, oddzielający m.in okablowanie przed wieczną zmarzlizną |
 |
Tuż za pomnikiem dom kultury, do którego nawet udało nam się wejść
|
 |
Przestrzeń wygląda na lekko zorganizowaną
|
Przebywając w środku, odnosiło się wrażenie, że niczego im tam nie brakowało i każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W jednym z pomieszczeń była nawet sala do baletu z drążkiem i ścianą z luster. "Organizatorzy" zadbali o szczegóły, a przede wszystkim zależało im, żeby rodziny górników miały wypełniony czas i nie myślały o sytuacji w kraju, albo zwyczajnie żeby mieszkańcy nie popadli w depresję związaną z brakiem słońca, przez wiele miesięcy.
W 1998 r. miasto zostało ewakuowane i praktycznie doszczętnie splądrowane. A wszystko to miało miejsce po katastrofie Tupolewa, w której to zginęło 141 osób.
Dziś mieszka tam grupka ludzi odpowiedzialna za sprawy turystyczne, prowadzenie restauracji czy baru.
 |
W tle piramida, która przyczyniła się do takiej a nie innej nazwy tego miasteczka |
 |
Poczciwy Azor |
 |
Nie odstają niczym od naszych gołębi..wymościły sobie każdy skrawek przestrzeni, obserwując bacznie całą okolicę |
Warto zajrzeć do baru i skosztować rosyjskiej chrzanówki, podanej przez barmana mówiącego nieźle po polsku. Załapałyśmy się też na film o niedźwiedziach i cielących lodowcach.
 |
Tu zjemy i napijemy się wspaniałych nalewek, ale ceny są typowo norweskie
|
Po powrocie na łajbę jeszcze długi czas spoglądając przez szybę, napawałam się widokiem pierwszego śniegu w tym roku.
Zrobiłyśmy sobie wieczór firmowy co przepełniło załogę ogólną wesołością choć repertuar nie był komediowy.
 |
Po powrocie z wycieczki zastaliśmy iście zimową aurę |
O 7 rano pobudka. Wystartowaliśmy pod najbliższy lodowiec w celu przetestowania w warunkach mokrych, kombinezonów wypornościowych. Założenie tego wdzianka to nie lada wyzwanie. Długo walczyłam zanim wybrałam odpowiedni dla siebie. Samo pływanie za długo nie trwało, bo już po około minucie zaczęła mi się wlewać woda przez rękaw. Poczułam igiełki, które na początku delikatnie, a potem coraz ostrzej przeszywały lodowatym zimnem moją rękę. Po przerzuceniu się na plecy i kilku aniołkach, zaczęłam już solidniej nasiąkać, wiec czym prędzej musiałam się zawijać, bo robiło się nieprzyjemnie. Po zdjęciu kombinezonu okazało się, że ciuchy, mi całe przemokły, co gorsza nie bardzo było się w co przebrać, bo ostatniej nocy wlała nam się woda do szafek w kajucie i wszystkie rzeczy były mokre. Cóż taki los żeglarza ;) Jeszcze przy tej temperaturze nic nie schnie wiec wywieszanie ciuchów to proforma. Tak czy inaczej byliśmy niedaleko portu macierzystego wiec tragedii nie było. Zdjęłam z siebie jedynie to co było najbardziej mokre /patrz - ciekło z tego/ i założyłam na siebie mniej mokre, a na to wszystko puchówkę. Niby nie było źle, ale zapisując te słowa w dzienniku, kilka godzin później, wciąż czułam, że do stóp nie napłynęła świeża krew.
 |
Słona woda nie zamarza przy zerowej temperaturze, ta miała w okolicach -1 stopnia C
|
 |
Na brzuszku już nie było tak sympatycznie, bo zaczęła mi się lodowata woda wlewać do rękawa brrr
|
 |
Radość po pierwszej w życiu kąpieli w oceanie Arktycznym
|
 |
Aura powoli zaczynała odkrywać Arktykę, którą znałam ze zdjęć
Tymczasem pozostało kilka godzin do portu. Znowu nic nie zawiewało, skazani na silnik, wypatrujemy delfinów, które co jakiś czas pokazywały się w oddali, na wysokości burty. Krajobraz wokół nas istnie zimowy, przepiękny. Przez cały rejs mieliśmy przekrój przez wszystkie pory roku, był deszcz, śnieg, tęcza, i mgła. Mieliśmy silny wiatr ale i flautę, a jedynie sztorm przeszedł koło nas i nie musieliśmy wystawiać swojej dzielnej łajby na takie próby. To co widziałam podczas tych kilku tygodni zostanie na długo w mojej pamięci. i jestem pewna, że to nie było moje ostatnie spotkanie z Arktyką.


Na powrocie w Tromso, widziałam swoją pierwszą zorzę, to było coś nie do opowiedzenia, coś niewiarygodnie, niesamowitego. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)