Tego dnia śniadanie zjedliśmy o 6, żeby wyrobić się z planem. Tłok na trasie był jak dotąd największy. Czasem trzeba było czekać nawet i 10 minut, żeby włączyć się do ruchu.
Droga była bardzo kamienista, należało błyskawicznie znajdować podparcie dla stóp, bo na plecach czuło się oddech, śpieszących do EBC. Właściwie to słychać było ich walkę o głębszy wdech.
Najbardziej niesamowite w tym wszystkim były konie, które z niewymuszoną gracją poruszały się po ruchomych kamieniach, wożąc przy tym na grzbiecie jeźdźca. Ze zwierząt widziałam jeszcze dwa gigantyczne, podobne do myszoskoczków zwierzaki.
Powoli przyszło nam się żegnać z bogatą roślinnością, Krajobraz dość surowy, przyozdobiony jedynie gdzieniegdzie trawą. Za to lodowiec Khumbu robi niesamowite wrażenie.
Po kilku godzinach dotarliśmy do loggi, gdzie z przyjemnością pochłonęłam swój lunch i zrzuciłam graty.
Helikopter latał nam nad głowami, niepokojącą ilość razy. Raczej nie wracał na pusto, biorąc pod uwagę to co się działo po trasie i jak wiele osób odpada z powodu objawów choroby wysokościowej.
GorakShep jak martwa wrona, leżąca na ciut ponad 5000 m, gdzie życie roślinne już praktycznie nie istnieje. Miejscowość leżąca pod olbrzymim piargiem obok szarego stawu lodowcowego, całość przywodzi na myśl starą żwirownię. Atutem tego miejsca jest to, że wszystkich stron widać ośnieżone góry takie jak Nuptse (7816 m), wznoszące się nad Gorak na pełne 2000 m. Z pobliskiego szczytu Kala Pattar (czarne wzgórze) można przypatrzeć się połudnowo-zachodniej ścianie Everestu.
Dziedziniec naszej loggi |
Base Camp ale póki co jeszcze nie ten, do którego zmierzaliśmy |
Tu trudno zabłądzić, droga jest jedna |
Od Everest Base Camp dzieliły nas już 3 km z haczykiem, żeby nie było zbyt prosto to szło się standardowo po himalajsku góra dół, góra dół ;) Oczywiście nie ominął nas zator na wąskim trawersie, na tej ostatniej prostej do celu.
Pogoda nam sprzyjała i nic nie ograniczało fantastycznych widoków, dla których człowiek zleciał ten kawał świata. Jak na wyciągniecie ręki, wydawały się takie dostępne i zachęcające do dalszej wędrówki. Trudno było patrzeć pod nogi, mając przed oczami te majestatyczne GÓRY.
Widać było słynny Icefall z serakami, jak również lodowce, od brudnoszarych, przez białe na niebieskich kończąc. Tylko ten krajobraz wokół nich jakoś mi tu nie pasował. Inne było moje wyobrażenie o tym miejscu, mniej wyboiste i mniej kopalniane.
I tak ten około 3 godziny marsz z Gorak Shep, doprowadził nas do miejsca docelowego. Miejsca, gdzie wspinacze zdobywający Everest, spędzają aż 2 miesiące.
Co rok EBC odwiedza ogromna ilość ludzi |
Trzeba było się ustawić w kolejce, żeby uwiecznić swoją osobę wśród tych wszystkich wesoło powiewających chorągiewek. Ludzie niczym w amoku robili sobie setki ujęć, niekoniecznie myśląc o innych, którzy chcieliby albo zwyczajnie muszą powoli obniżyć wysokość, ze względu na postępujące objawy choroby wysokościowej. Ja czułam się świetnie. Powoli zaczynał mnie męczyć ten gwar i dzikie krzyki. Brakowało mi takiej chwili na kontemplacje, takie sam na sam z Everestem, ale myślę, że przyjdzie jeszcze na to czas.
![]() |
Byłam tam, widziałam lodowy wodospad, słyszałam radość, widziałam jak ludzie przysięgają sobie miłość, tyle emocji niesie to miejsce! |
![]() |
Co rusz słychać było cielenie się lodowca, co skutkowało mniejszymi lub większymi lawinami, ta akurat była dość niedaleko |
Jest i yak, zatrudniono go do pilnowania butli. |
![]() |
Everest, ten drugi, złoty od prawej, malutki. Uchwycony przez okno jadalni. |
![]() |
Omlet na kolację, istna rozpusta. |
Apartamenty. Muszę przyznać, że było mi tu cieplej niż w tej wcześniejszej loggi |
|
Wywietrznik dachowy ;) |
|
Base Camp check, czas się zawijać.. |
Wybraliśmy schodzenie na nogach, może i z helikoptera widoki ładne ale szybciej przeminą niż te wydreptane przez kilka następnych dni..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)