 |
Jak zwykle wybór trudny ;)
|
Tego ranka zdecydowałam się na jajka na twardo. Przed nami do Namche około 15 kilometrowa, ciężka droga, biorąc pod uwagę moje osłabienie na skutek przeziębienia. Nie chorowałam 8 lat, nie miewam gorączki, ale te suche powietrze sprowadziło męki na moje oskrzela. Co zrobić, przecież na taczce mnie nikt nie zawiezie:) W Namche czeka nas cały dzień odpoczynku, może wystarczy na regenerację, jeśli nie to za 3 dni będziemy już w Katmandu.
 |
Tragarze z fantazją i wielkim zbiornikiem na plecach |
Zrobiło się bardzo ciepło. Słońce prażyło i nieco żałowałam, że nie mam pod spodem czegoś z krótkim rękawem. To słoneczko zwiastowało pogorszenie pogody i pomimo tych rewelacyjnych kadrów po drodze, znowu trzeba było się uwijać, żeby zdążyć, zanim nas zawieje i zmiecie ;)
Pierwsze dłuższe podejście szło dość mozolnie, ale z każdą minutą wstępowały we mnie siły. Pewnie za sprawą towarzystwa nie tylko tego na dwóch nogach ale i słońca, które nie odstępowało nas na krok. Mózg dostawał też coraz więcej cudownego tlenu i odwdzięczał się za to jak tylko mógł najlepiej.
 |
Samotny mnich podczas kontemplacji
|
I tak szliśmy sobie ostro w dół, potem ostro w górę, trochę po płaskim i znów ostre długie zejście, a potem nieskończone kilometry trawersu w górę i w dół. Pozdrowiłam z oddali mnicha, uśmiechnęłam się do yaka, zrobiłam kolejne 200 zdjęć. To był dobry dzień!
 |
Mam nadzieję, że nie miał skłonności samobójczych, a zwyczajnie szukał miejsca odosobnienia
|
Co do tych samobójstw zwierzaków, to nie wiem jak jest w Himalajach ale czytałam, że stadne zwierzaki są zdolne do takich czynów. Ciężko wysnuć naukowcom na ile to przypadek jak u lemingów, że niechcący spadną w przepaść lub się utopią. Yaki wyglądają dość smutno, jakby były w depresji, ale chyba taka jest ich uroda. Niby proste życie prowadzą bo niby prosta zwierzęca natura, ale tak naprawdę to nie wiemy co im w duszy gra. Są tak blisko nieba ;), że może mają jakieś swoje wewnętrzne przemyślenia, a może zwyczajnie niedotlenie robi robotę i po wielu latach pracy na wysokościach mają urojenia lub inne odchyły.
 |
To co trzeba koniecznie mieć ze sobą na takim trekkingu to widoczne, na zdjęciu, uczepione do plecaka, panele słoneczne
|
Powyższe panele ładują w ciągu dnia dużego powerbanka i są w stanie naładować jeszcze trochę drugiego. Nie sprawdziła się natomiast ładowarka słoneczna (taka co to ją można kupić za mniej niż 50 zł), na którą musi bezpośrednio padać słońce i to nieustająco, przez dość długi czas. Zadziała, gdy ją położymy np na dachu i będziemy kontrolować unikanie cienia, poprzez przesuwanie względem słońca. Gdy chodzimy, ona się majta i nie zawsze jest w słońcu, wiec odradzam, lepszym pomysłem jest zabranie kilku dużych powerbanków, napełnionych wcześniej w hotelu i docieplonych tak, żeby energia z nich samoistnie nie uciekła.
Panele słoneczne są nawet 6 razy droższe, ale warto je kupić gdy planujecie częściej trekkingować, w miejsca gdzie za prąd trzeba extra płacić, lub tam gdzie go zwyczajnie nie będzie. Daje to pewną niezależność i bezpieczeństwo ale przede wszystkim możliwość naładowania zegarka, telefonu, aparatu, kamery i co tam jeszcze macie :)
 |
A oto i nagroda :) |
 |
W poprzednią stronę nocowaliśmy w tym miejscu, tym razem stanęliśmy by uzupełnić m.in. płyny |
Zatrzymaliśmy się tam na krótki odpoczynek i w pewnym momencie zostałam zawezwana przez Pana stojącego za barem.
- "Are you sick Ela" /myślę sobie, hmm poznał się, szaleństwo mam wymalowane na twarzy ;)
- "I'm healthy Monica"/ odpowiedziałam i już chciałam wrócić w te pędy do stolika, ale nie obeszło się bez tłumaczenia, że nie znam żadnej Eli i jej równie chorego kompana i że ktoś coś musiał pokręcić ;)
W sumie jak sobie teraz o tym teraz myślę, to rzeczywiście byłam chora i mogłam wyglądać słabo, ale im to chyba o inne choróbsko chodziło, a wyszło jak wyszło, jak to mówią "uderz w stół".
 |
Klasztor w pięknych warunkach przyrody |
 |
Jakby ktoś miał dość helikopterów, to już prawie ostatnie |
 |
Uwielbiam tę panoramę |
 |
W Warszawie pewnie bym coś takiego omijała szerokim łukiem, a tam wcinałam jak szalona /w końcu przydomek "sick Ela" zobowiązuje ;)
|
W pewnym momencie energia powoli się kończyła i zdecydowaliśmy się coś zjeść. Wybór padł na pyry. Pytanie czy takie saute, z serem czy z jajkiem. Dla mnie wybór prosty, saute za suche, z serem za tłuste, a z jajem w sam raz:)
Po takim nafutrowaniu żadne góry nam nie straszne. A było tego pod górę na kolejne 2 godziny.
 |
Dachowa suszarko-ładowarka |
 |
Dobrze, że koń chociaż przytomny, bo jego pan znudzony codziennością wolał wirtualny świat |
 |
A z tych kup będzie dużo ciepełka
|
Im bliżej Namche tym bardziej było widać, (w przenośni i dosłownie) to co na zdjęciu powyżej ;) A wszystko to za sprawą mgły, która w końcu przysłoniła słońce i ochłodziła atmosferę.
 |
Reprezentacja w siatę |
 |
Jakby ktoś czuł się zapuszczony po trekkingu, zawsze można do SPA |
Z apetytem pochłonęłam zupę sherpy i wtedy też dopadło mnie zmęczenie, przypominające, że tego dnia znów nie próżnowaliśmy.
 |
Coś chyba było nie tak z tymi drzwiami, bo nam tu jeden Pan z naprzeciwka ciągle zaglądał |
A potem był już tylko gripex i do śpiworka..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)