Translate

Zwiedzanie drugiej strony Longyearbyen, pierwsza noc na "Join Us"

 Obudził mnie deszcz, zeszłam po cichu ze stryszku, co by wszystkich nie pobudzić. Był to mój urodzinowy dzień :) Na śniadanie zjedliśmy torcik wedlowski, skrywany przez załogę specjalnie na tę okazję, były świeczki i w ogóle :) to był bardzo miły akcent, który rozświetlił tę ponurą aurę za oknem. 

Myślę o tym co robiłam rok temu o tej samej porze - byłam w Afryce, w hotelowej restauracji jadłam posiłek z towarzyszami podróży, z którymi kilka dni wcześniej zdobywałam Kili. 
Cieszę się i doceniam fakt, że mogę spełniać swoje marzenia, życzę w tym dniu sobie i innym, żebyśmy mieli możliwość realizacji wszystkich marzeń i żeby nic nie stawało nam na drodze.

Góry, które z momentu na moment stawały się wyższe, ilekroć tylko chmury odpuszczały

Obowiązkowa kabura na strzelbę

Dziwnie nam się spacerowało po mieście, szczególnie, że dzień wcześniej przechadzały się tędy misie.
Nie mieliśmy jeszcze broni, więc zdecydowaliśmy się na krótki spacer w zasięgu ścisłego Centrum, a resztę będziemy eksplorować jak już odbierzemy naszego Mausera. Miasto wydawało się jakieś takie wymarłe, być może było to spowodowane tym, że ludzie byli w ciągu dnia w pracy.

Niektórzy pracują na kilku stanowiskach, które w sumie dają wymiar jednego etatu gdyż obowiązkowo każdy mieszkaniec Longyearbyen musi mieć pracę. 

Ciekawostką jest fakt, że na Svalbardzie nie ma kotów i fretek, ze względu na bogatą populację ptaków. Zamiast wymienionych drapieżników praktycznie w każdym domu można spotkać huskiego, łajkę albo samojeda. Widzieliśmy też przedsionek pełen przeróżnych papug ;)

Dom znajdujący się tuż obok chatki trapera

 Zdarzały mi się sytuacje, gdy przyglądałam się z zaciekawieniem uroczym psiakom, a następnie wychodziła z domu właścicielka domu by z uśmiechem na twarzy oznajmić, że można się z pieskami przywitać :)


  
W krainie ptaków i niedźwiedzi, akurat tego widoku najmniej się spodziewałam

Kolejną ciekawostką jest zakaz umierania, wprowadzony w 1950 r., związany z tym, że przy wiecznej zmarzlinie ciała praktycznie się nie rozkładają, co przy gwałtownym ociepleniu klimatu, mogłoby spowodować epidemię. Każdy starszy albo ciężko chory musi się liczyć z tym, że Gubernator poprosi go o opuszczenie wyspy. Gdy pomimo wszystko komuś się jednak umrze, ciało przewożone jest do ostatniego miejsca zameldowania, bo nie ma czegoś takiego jak obywatelstwo Svalbardu. 

  
Na prawie każdym ganku narty i suszące się ryby


Typowe norweskie nazwiska ;)

Sanie już przygotowane, a przecież nawet śniegu nie ma

Do tego zdjęcia zainspirował mnie samolot

Na każdą rodzinę przypada kilka skuterów

Po uzupełnieniu prowiantu w pobliskim supermarkecie, wyciągnęliśmy chatkowego strażnika Rudzika na spacer. Tym razem szliśmy już z bronią wiec na spokojnie zapuściliśmy się aż do znaku z misiem, po drodze mijając hodowlę rozszczekanych huskich, pozdrawiających serdecznie Rudka. 

W Longyearbyen stoi krzyż upamiętniający pewien tragiczny wypadek, mający miejsce lata temu. Miały w tym swój udział dwie młode dziewczyny, które chciały jedynie rozchodzić swoje nowe trekkingowe buty. Wybrały się na spacer bez broni i pech chciał, że przypałętał się miś. Jedna z nich zaczęła z nim walczyć, drapać go, uderzać, aż spadła ze skarpy dotkliwie się przy tym łamiąc, ale zostając przy życiu. Druga natomiast stała jak sparaliżowana i tę, miś schrupał. 

Główna ulica w Longyearbyen

Stałam jak urzeczona..

Prawdopodobnie zdjęcia nie oddadzą niesamowitego klimatu tego miejsca, więc koniecznie zajrzycie na kamerki ze Svalbardu, może akurat wypatrzycie jakiegoś misia. Patrzyłam ostatni raz 3 listopada i obecnie panują tam zupełne ciemności. Wygląda to niesamowicie tajemniczo i taak chciałoby się tam znowu być..

W tym miejscu zdjęć nie było końca

Po powrocie ze spaceru czas na relaks, wpis do księgi pamiątkowej i pakowanie. Czas najwyższy przenieść graty na łajbkę, na której to spędzimy kolejne parę tygodni. Dziewczyny wpadły na świetny pomysł oryginalnego wpisu, na miarę damskiej załogi, bo to raczej niecodzienny widok 7 bab na jachcie na morzu arktycznym, gdzie zimno i daleko od domu ;)

Wpis w książce pamiątkowej

Arktyczny pils

Arktyczna roślinka


  
Statek ratowniczy Polarsyssel, należący do Sysselmanna

Urodzinowe rozlanie

I tak kończymy pełny wrażeń dzień, na rozluźnienie urodzinowe martini. Pierwszy wieczór na łajbie, a właściwie noc i ostatnia spokojna noc naszego Kapitana, który jeszcze wtedy nie wiedział na co się porywa ;)

I tak zalegam w prawej rufowej tzn Mania, Mauser i ja, bo gdzieś go ulokować trzeba było ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prośba o zostawienie komentarza. Jest to dla mnie miła rzecz, bo wiem, że ktoś te moje wypoociny czyta :)