Jasne, można szybciej, można też wolniej,
indywidualna sprawa. Jeśli zrobimy to w max 21 dni, można w nagrodę ubiegać się
o diamentową odznakę PTTK przyznawaną za przejście najdłuższego
długodystansowego szlaku w Polsce. Oczywiście fajna pamiątka, która będzie
przypominała o tym jakie trudy trzeba było pokonać, aby na nią zasłużyć ;)
Przejście w 20 dni wydaje mi się najbardziej
optymalne, gdyż nachodzić się nachodzimy, kazdego dnia, ale oprócz tego zostaje
jeszcze trochę czasu na kontemplacje przyrody, rozmowy z ludźmi spotkanymi na
szlaku, delektowanie się jagodami, malinami i jerzynami, jeśli akurat jest na
nie sezon (jednego dnia nawet uratowały mój dzień, po tym jak zapomiałam, że
jest niedziela i sklepy otworzą długo po moim wyjsciu na szlak).
Warto iść swoim tempem, nie patrzeć na innych, bo zawsze byli i będą lepsi czy gorsi od nas. To nie ma znaczenia. Ta droga ma nam sprawić przyjemność. Nieważne czy będziesz ją robić w kawałkach czy na raz, w 10 czy 30 dni. Najważniejsze: w ogóle nie musisz jej robić, no bo w sumie jest wiele ciekawszych rzeczy :D ale możesz i ja Ci rekomenduje ten wybór :D
Ile to tam wyszło tych kilometrów? ok 530 km
U panie, kto by pomyślał,
że da się tyle naczłapać :D
Wołosate – Ustroń, te ok 530 to suma kilometrów uwzględniająca wszystkie moje lekkie skoki poza szlak na nocleg (nieczęste, większość jednak była przy szlaku), oraz wszelkie moje pogubienia w dziczy.
W ciągu dwudziestu dni spędziłam ponad 203 godziny na świeżym powietrzu.
Były kontuzje. Bóle jakieś? W sumie nie było najgorzej. To co bylo takie
najbardziej niepożadane to bąble na
dużych paluchach, które nabyłam już po pierwszym dniu. To mogło zaważyć na
powodzeniu mojej misji, bo gdzieś z tyłu głowy już krążyły myśli o dniu postoju
albo co gorsza o powrocie. Oczywiście bąbli można było uniknąć. Pierwszego dnia
szłam z Wołosatego do Ustrzyków Górnych, było upalnie, ja szłam sama, szybko i
nie po drodze było mi robić przerwy. Późno zaczęłam trasę, gdyż miałam daleko z
Wawy etc. Nic mnie nie tłumaczy, tak naprawdę czasu było wystarczająco, nic by się nie stało
gdybym przyszła godzinę czy dwie
póżniej. Nauczka. skarpety trzeba suszyć na każdym postoju, nie rzadziej niż co
dwie godziny. Ja o tym wiem, ale mam tak jak z używaniem kremu z filtrem (zaczynam
używać jak już popalę skórę ;P Ciężki
przypadek :D).
Coś jeszcze? Czasem plecy pobolały od tych kilogramów nieubywających z
plecaka no i stopy bolały, bo na nich ten cały ciężar spoczywał. Szły tak
dzielnie przez błota, kamulce, w upale i chłodzie, raz ostro w górę by później
robić kilometry w dół i tak w kółko, a
dostawały jedynie kilka przerw w ciągu dnia i ze 6 h nocą. Dzielne te moje
stopy.
Trafiły mi się, że dwa lekkie naciągniecia mięśnia, ale nic poważnego.
Jeśli się rozciągamy, rolujemy każdego dnia to ciałko będzie miało siłę aby
każdego dnia dzielnie przechodzić te 25-35 km. Jesli tylko i wyłącznie eksploatujemy to bez pigułek na ból może być ciężko.
Sytuacje nieprzewidziane. Niewiele tego było, któregoś dnia w Beskidzie Niskim, zdarzyło mi się dwa razy przejechać na błocie, raz naciągając mięsień, a drugi raz gubiąc koszulkę. Ta koszulka, była dość przydatna, zostałam z jedną na krótki i jedną na długi rękaw, a że pogoda była głównie na krótki, to do końca GSB unosił się za mną „zapach przygody”.
Kijki trekingowe nie dawały rady, jeden padł po drugim dniu, a drugi gdzieś za połową GSB.
Buty, które zabrałam miały też już lekko dość tak gdzieś w połowie trasy, ale na szczęście wytrwały.
Ponieważ padło na FB pytanie o to co miałam w plecaku, to może wspomnę moją odpowiedź i tu, bo to w sumie dość ciekawy temat i istotny, jeśli ktoś wczesniej nie miał do czynienia ze szlakami długodystansowymi w lecie.
Pierwotnie z ubrań miałam (w sumie łącznie z tym co na sobie):
- koszulkę z długim (tak do spania i czasem na chłodniejsze dni)
- koszulkę z krótkim x2 (została mi tylko jedna, gdyż druga susząca się na plecaku, została zgubiona podczas zjadzu na błocie)
- 2x gatki szybkoschnące
- 3 pary skarpetek (te warto zmieniać na postoju na suche, więc 2 pary mało, stąd miałam 3)
- kurtkę puchową (która w sumie służyła mi jako poduszka w śpiworze)
- cienkiego polara
- spodenki krótkie i długie (szybkoschnące i lekkie)
- kalesony (i to była jedna rzecz której nie użyłam, a miały być do spania lub do dogrzania zamiast leginsów pod krótkie spodnie)
- pończo na deszcz (takie na ulewę, na teletubisia, najtańsze i najlżejsze, mniejszy deszcz wyparuje z ciała)
- czapkę typu windstopper (nieużyta ani razu)
- rękawiczki rowerowe (użyte raz)
- czapkę z daszkiem, lekką (używaną każdego dnia)
- klapki pod prysznic (tu bym zrobiła podmiankę na sandały, jakieś lekkie, trekingowe, które nosiłabym wszędzie tam gdzie asfalt)
- buty miałam trekkingowe, Merrella, szerokie, z dodatkowymi wkładkami amortyzującymi (poszłabym teraz w butach biegowych, jeszcze lżejszych i z wyższą podeszwą)
Sam plecak ważył 1,8 kg, do tego opócz ubrań, potrzebowałam jeszcze:
- śpiwór puchowy (taki bez kołnierza, lekki ale ciepły)
- karimatę
- ręcznik
- apteczkę (a w niej sudokrem na wszystko, plastry, coś na komary, coś po komarach, leki na alergie, tabletki przeciwbiegunkowe, przeciwbólowe, elektrolity, maść rozgrzewającą)
- kosmetyczkę (coś do mycia i prania w jednym, szczotkę do włosów, pensetę, krem z filtrem
- czołówkę
- powerbanka
i coś do jedzenia (w zależności od dnia, bo zdarzały się takie gdzie były jakieś sklepy po drodze czy schroniska i takie gdzie nie było nic i trzeba było mieć jakiś zapas) i dużo wody (i tu też w zależności od tego czy będą źródełka po drodze, sklepy albo jakieś domostwa, warto się wczesniej zorientować żeby nie dzwigać niepotrzebnie ale też nie paść z pragnienia ;)
Jak wyglądały poszczególne etapy?
Dzień 1
Wołosate – Ustrzyki Górne 23,52 km
Początek trasy był dość męczący, przez kilka km żar buchał od nagrzanego asfaltu, ale warto było poczekać na widoczki :) |
Ekologiczna toaleta na trasie, była miłym zaskoczeniem |
Nie doszacowałam ilości wody do picia, 8 km przed końcem trasy mi jej zabrakło. Było to w okolicy podejścia na Tarnicę. Nie zauważyłam źródełka, ale nie było tak źle gdyż upał zelżał, powiewał orzeźwiający wiatr i tak naprawę nie czułam się spragniona. Po wejściu do schroniska wypiłam duszkiem dwa kompoty oraz piwko i płyny wróciły do normy :) (Nocleg Kremenaros, cena 40 zł za łóżko w sali wieloosobowej. Czysto, duży wybór piwa, kręcili tam Watahę). |
Dzień 2
Ustrzyki Górne - Smerek 25,16 km
Długo wyczekiwany Smerek |
(Nocleg Przystanek Smerek, nocleg 50 zł z pościelą, super obsługa, pycha jedzenie, dobre i bardzo tanie piwko).
Dzień 3
Smerek - Cisna 19,16 km
Siekierezada wciąż stoi, ale słuchy chodzą, że to nie ta sama co kiedyś.. |
Tuż obok Siekierezady znajduje się karczma, z klimatycznym wystrojem, dobrym piwem i smaczną strawą |
(Nocleg w Bacówce pod Honem, dlatego bo następnego dnia ma się kawalek trasy z głowy, a w tym kawałek podejścia. Schronisko jak schronisko, ale dostałam nie tylko zniżkę na spanie ale i plastry z pianki na te moje pęcherze na paluchach. Nocleg na dużej sali kosztował mnie 64 zł wraz ze śniadaniem na wynos (były dwie buły z serem i pieczenią, butelka wody, wafelek i jabłko). Ogólnie na plus.
Cisna - Komańcza 28,53 km
|
W sam raz na drugie śniadanie |
Beskid Niski był cakiem nieźle oznaczony |
Jeziorka duszatyńskie, niezwykle urokliwe, jakby jeszcze można było się w nich kompać.. |
Piwko smakowało wyśmienicie, pamiętam, że kilka Pań przygotowywało farsz do pierogów, co wyglądało jakby lepiły w glinie |
(Nocleg w Leśnej Willi PTTK,
za 60 zł z pościelą, spałam w nowym domku, mało klimatycznie ale następnego
dnia mniej do dreptania).
Dzień 5
Komańcza – Puławy Górne 29,43 km
Beskid Niski, królestwo żab, ślimaków, zmij, zaskrońców i wszelkiego robactwa ;) |
Grzyby poteżnych rozmiarów bezwstydnie rosły centralnie na szlaku |
Błotsko, deszczowa pora, w sumie to było wybawienie, bo gdy z nieba siąpi końskie muchy nie żrą |
Szybka samopomoc medyczna |
Bywało też mistycznie, historyczne cmentarze, pojedyńcze krzyże |
Wnętrze chatki w Przybyszowie |
W tym przedsięwzięciu Słowacy maczali paluszki. Dziękujemy :) Stąd do noclegu zostało już jedynie 7 km. |
(Nocleg w w Kiczera Ski, za 60 zł z pościelą, dobre jedzenie w tym samym budynku, nowe sanitariaty, miła obsługa).
Dzień 6
Puławy Górne - Lubatowa 23,69 km
Wisłoczek - kultowe pole namiotowe. Ognisko, palące się w częsci jadalnianej zapraszało aby przysiąść się i odpocząć. Co też poczyniłam :) |
Rzeźby przypominające o tym, że kiedyś na tych ziemiach żyli Łemkowie. |
Tu wszędzie stały kiedyś ich chaty. Mieli rodziny, swoje życie..a teraz pozostało jedynie kilka rzeźb i krzyży.. |
"Którędy na K2?" |
Iwonicz-Zdrój i jego typowa zabudowa |
XIX wieczny drewnany kościół, prawdopodobnie przerobiony z cerkwi. |
Gminny ośrodek kultury w Iwoniczu-Zdrój |
(Nocleg w Chacie Józefa, za 40 zł gdy korzysta się kuchni i łazienki w domu u gospodarzy. Chata jest klimatycznie urządzona, czyściutka, a właściciele przemili. Jedno z miejsc które warto odwiedzić. Daje komplet gwiazdek).
Dzień 7
Lubatowa - Kąty ok 33 km
"Mogiła rozstrzelanych" |
Idę gdzieś, Langoriery Kinga mnie gonią |
I te pajęczyny, jakby cały las zamieszkiwały pająki, bo nie było w tym lesie słychać żadnych ptaków czy innych zwierząt, jedynie gdzieś w oddali jakby rój os, ale to też nieczęsto. |
Pasące się kozy na Cergowej, prawdopodobnie wybrały wolność i zwiały komuś z pastwiska, oto takie moje domniemanie. Wielu się zastanawia co tam robią. Może Ty wiesz, drogi czytelniku? |
Drzewa mutanty, powrastane w siebie, o przeróżnych kształtach, niesamowite ale i przerażające, jakby miały zaraz ożyć. |
Pustelnia św Jana Dukli, istniejąca od 1769 r., w latach 1906-1908 wzniesiono tu neogotycką kaplicę. |
Drewniany dom rekolekcyjny (pustelnika). |
Droga się dłużyła, był to siódmy, sądny dzień ;) |
W tych okolicach to częsty widok, tylko nie wiem dlaczego ja jeszcze żadnego oscypka nie zjadłam |
Z łąk wchodziło się do lasu takimi oto wlotami. Czasami trudno było ten przesmyk zauważyć. |
Tu ewidentnie coś nie pykło. Trasa czerwona wiodła tuż przy cerkwi. Przejście rónoległą drogą to nie ujma, ale cerkiew gorzej było widać ;) |
Udało się dotrzeć tuż przed zachodem słońca, to był najdłuższy dzień, nie kilometrażowo ale jakoś tak się ciągnął i z utęsknieniem wypatrywałam Kątów i noclegu. |
(Nocleg w Kątach, w Chono tu, za 60 zł. Pokój lux, wszystko nowiutkie, pokój z dużą łazienką. Daje komplet gwiazdek za pokój, pyszną pizzę, piwko i obsługę).
I tak znalazłam się w najniżej położonym miejscu na trasie GSB |
Dzień 8
Kąty - Bartne 25,72 km
Przez większość drogi nie było porywająco, ciemno, krzaczasto, bez widoków na przyszłość |
Te słońce tak zajrzało znienacka i to było piękne i to było warte, każdej dzisiejszej godziny marszu |
Nie da się ukryć ;) |
I temperaturę można sprawdzić i pieczątkę przybić, tak by sobie urozmaicić dzień |
Miła odmiana, w końcu jakieś prawosławne krzyże |
I długo długo nic |
Łemkowska chyża, czyli taka chata wraz ze stodołą |
(Nocleg w Bacówce każdy odradzał, tak więc spałam w agro u Pani Krystyny, w jadalnianym, bo tyle było gości. Plusem jest to, że jest to miejscówka przy szlaku. Cena 60 zł od głowy, z własnym śpiworem. Zapachy krowy w cenie).
Dzień 9
Bartne -Ropki 30,22 km
Oczywiście, jak mus to mus |
![]() |
Oj to był popas. Wymarzyłam sobie mielonego z buraczkami no i proszę, oprócz tego jeszcze była pieczarkowa i kompocik.. i piwko. Trafiliśmy na jakąś stołówkę |
Cmentarz wojenny z I wojny światowej, na Rotundzie. Wart uwagi, bardzo ciekawy architektonicznie i zapadający w pamięć. |
Kozie żebro zdobyte i powiem, że nie było trudne. Trudności to dopiero nadejdą, wraz z pierwszymi ostrymi zejściami, gdyż już przekroczę Krynicę |
(Nocleg w super miejscu, bo w takiej Chacie Wędrowca GSB, był nas tego dnia nadkomplet, ale nie dało się odczuć tłoku. Dodatkowo można się pysznie najeść, tego dnia zaserwowano nam jabłuszka w cieście czyli po mojemu racuchy. To było taaakie dobre, że nawet dziś mi cieknie ślina na samo wspomnienie. Skusiłam się też na śniadanie, takie wypas, że starczyło i na drogę).
Om om om |
Foto wprost z mojej polówki |
Chata GSB, z własną kuchnią i łazienką, a po prawej wiatka śniadaniowa :) |
Sami gospodarze mają super podejście do gości i ogrom radości w sobie |
Dzień 10
Ropki - Krynica Zdrój 26,17 km
Na tym odcinku trzeba było się wykazać zmysłem równowagi, lub zdjąć buty |
Banica i dawna cerkiew zachodnio-łemkowska, wzniesiona w 1797, drewniana, kryta gontem i blachą |
Żeby nie było zbyt nudno to trochę błotka i wymijanka |
W oddali Mochnaczka i dawna cerkiew, która po wysiedleniu Łemków została przejęta na kościół rzymskokatolicki |
Na takich otwartych przestrzeniach gzy cięły jak złe |
Beskid Sądecki wskoczył |
Pomnik Nikifora |
Typowe krynickie zabudowanie |
![]() |
Piwko z pobliskiej żabki, żeby zakwasów nie było i spać.. Połowa trasy za mną. |
Dzień 11
Krynica Zdrój - Rytro 32,28 km
Początek drogi prowadził ścieżką dydaktyczną Nikifora Na polanach gzy znów nie dawały żyć Droga wiodła w większości pod górę Diabelski kamień Bywa i tak, że idzie się pod wyciągiem |
Na szczyt Jaworzyny Krynickiej udało się wejść na tyle wcześnie, że dopiero otwierali lokale. Kolejka o tej porze nie kursuje i przez dobrych kilkanaście minut nikogo tu nie spotkałam. |
Skusiłam się na jajecznicę i deser, w końcu śniadania dziś jeszcze nie było |
Schronisko na 1061 m, można coś zjeść ale nic specjalnego, można się też kimnąć i uzupełnić wodę |
(Nocleg w agroturystyce u Basi. Niedaleko znajduje się sklep, więc warto uzupełnić zapasy).
Nietypowo bo prysznic w pokoju ale WC na korytarzu. Generalnie łóżko było, nawet pościel, więc cud miód malina :) |
Dzień 12
Rytro - Krościenko nad Dunajcem 31,60 km
![]() |
'666' ;) |
![]() |
Radziejowa 1262 m, wieżę widokową odpuściłam ;) |
![]() |
Złomisty Wierch 1224 m, widoczność dostateczna |
![]() |
Schronisko Przehyba |
![]() |
Szczawnica |
Krościenko nad Dunajcem - Schronisko na Turbaczu 34,50 km (1800 m w górę i 921 m w dół)
Nie zdążyłam się do końca zregenerować, noc była krótka, a trasa od razu pięła się w górę, dodatkowo bylam kawałek poza szlakiem, no to musiałam jeszcze nadgonić, na szczęście dzień był taki piękny i mimo chęci, nie dało się zbyt długo narzekać ;)
Ta część GSB, przez te ostre zejścia, jest wg mnie sporo cięższa. Czuję zmęczenie w nogach, ale moje morale podbija fakt, że jeśli dziś zanocuje na Turbaczu, to jutro nie muszę się zrywać skoro świt, bo mam w planie krótszy dzień i zejście jedynie do Rabki.
Ale póki co czeka mnie tyrka..![]() |
Pożegnanie z Dunajcem |
![]() |
Wieża widokowa w Lubaniu |
![]() |
Ochotnica Górna i wspaniała praca w drzewie, która z roku na rok jest coraz wyżej |
![]() |
Kopiec Hubieński z 1770 r. |
![]() |
Gorczański Park Narodowy |
![]() |
Po 13 godzinach od wyjścia z agroturystyki, dotarłam na miejsce |
![]() |
10 osobowa sala, widok z górnej pryczy. Jest ruch w interesie, w schronisku na Turbaczu :) |
Schronisko na Turbaczu - Rabka 18 km
![]() |
Schronisko PTTK im. Władysława Orkana na Turbaczu |
![]() |
Możliwości jest wiele, ale wybór jest prosty, azymut Rabka :) |
![]() |
Turbacz, żeby nie było, że nie było |
Widoki z Turbacza pierwszorzędne |
![]() |
A tu już w tle widać Bacówkę na Maciejowej |

Licząc na długi odpoczynek w Rabce, optymistycznie podchodziłam do sprawy, mając nadzieję, że zwiedzę miasto, zjem pyszny obiadek, a w międzyczasie coś zarezerwuje na końcu Rabki, albo nawet W Skawie, żeby mieć następnego dnia trochę mniej km. Nic bardziej mylnego, to centrum wypoczynkowo - uzdrowiskowe i środek wakacji, nie opłaca się im też przyjmować na jedną noc, przez obostrzenia covidowe.
Opcję awaryjną miałam, a jakże, ale wiązała się z tym, że muszę kilka km wrócić się szlakiem, a nastepnego dnia będę mieć więcej dreptania. Nie załuję, bo miejscówka była świetna, niedroga i z klimatem.
Spanko przy samym szlaku czerwonym, na ul. Dietla. Na końcu ulicy jest całkiem nieźle wyposażony sklep "Adaś".
![]() |
Teraz jakby się lżej idzie, widząc, że bliżej do Ustronia niż do Wołosatego |
![]() |
Willa św. Józef |
![]() |
Teatr lalek w Rabce |
Rabka - Schronisko na Hali Krupowej 35,60 km
![]() |
Skawa |
![]() Widok wprost z ławeczki To co widać powyżej to ten ładniejszy fragment trasy, przed Jordanowem jest sporo asfaltu, przejście przy trasie expressowej i pod mostem. Nawet idąc fragmentem lasu, z boku słychać było dalej ulice. Może warto byłoby przeorganizować tę część GSB ? Chmury obiecały, że sobie pójdą ;) Dobra miejsce na popas Droga jest dość odludna, spotykam na trasie, jedynie dwójkę spacerowiczów, idących w przeciwnym kierunku. |
Było nas dwie ;) Bystra Podhalańska Schron znajduje się niedaleko Bystrej Podhalańskiej, tuż przy wycince drzewa, trochę zbyt blisko aby był użytecznym noclegiem, ale awaryjnie się nada. Kamień przy Przełęczy Malinowe Juszczyn Schronisko K.Sosnowskiego na Hali Krupowej, 1152 m n.p.m. Nawadnianie Dzień 16 Schronisko na Hali Krupowej - Schronisko Markowe Szczawiny 17,60 km (Przejście przez Babią Górę - 1725 m, 1106 do góry i 1063 w dół)
Tego dnia mam takie przemyślenia, że mój organizm jest już totalnie przystosowany do tego, że całymi dniami chodzę, mało śpię, noszę plecak etc. Tak wsiąkłam w te swoje mysli, że dopiero się przebudziłam jak mnie osa urządliła. Nic osie nie zrobiłam, ot takie miała kaprycho, zeby mi przytrzeć nosa - "za dobrze się poczułaś, no to masz, alergiku, puchnij sobie na zdrowie, ciekawe gdzie znajdziesz szpital w środku lasu" ;) Kontuzjowana, ale podejmuje się zdobycia szczytu, jakim jest Polica, nic mnie dziś nie zatrzyma :) Pomnik upamiętniający katastrofę samolotu PLL LOT 165 "Uwaga żmije" ;) Jedna mnie dziabła, ale była za osę przebrana :D Widoki dzisiaj są oszałamiające, cieszę się, że mam przyzwoitą pogodę na odcinku na Babią Na podejściu na Babią zatrzęsienie ludzi, kolejka po bileciki, parking zawalony. Mali i duzi, chcą się zmierzyć z tą wietrzną górę. Czuję się lekko nieswojo, Ci ludzie tacy świezi, pachnący proszkiem, wypoczęci i ja człowiek wprost z lasu, lekko sfatygowany trasą, zmuszony do wymijania sapaczy, zagarniajacych swoją osobą większość część schodów. Ostatni raz, widziałam tylu ludzi na raz, na połoninach bieszczadzkich, x dni temu, jakby wieki.. Ale do fotki przy szczycie byly kolejki, zarówno po naszej stronie, jak i słowackiej. Po co komu zdjęcie przy tabliczce, jak mozna bez ;) Obłędna przestrzeń, wieje, bo to Babia, ale póki mnie nie przewraca to taki wiatr to nie wiatr :) Ps. Obeszło się bez szpitala, zdziwiło mnie to, bo do tej pory musiałam dostawać zastrzyk, po ugryzieniu, bo puchłam i to nie przechodziło samo (tym razem wzięłam tylko tabletkę na alergię). Myślę, że może te gzy, które mnie przez całe GSB gryzły, poprawiły moją odporność, albo ciało przeszło na etap przetrwania i eliminuje problemy, które stoją na drodze do ukończenia misji. :D Dzień 17 Schronisko Markowe Szczawiny - Hala Miziowa 27,14 km Pole namiotowe Głuchaczki, stąd już tylko 90 km do końca GSB Głuchaczki świeciły pustkami, tylko opiekun czekał z herbatą Polsko - Słowacka wymijanka Orawskiej Półgórze Serów nie uświadczyłam, przełknęłam tylko ślinkę Schronisko PTTK Hala Miziowa W schronisku chciałam spać na przysłowiowej glebie, ale że był wolny pokój to byłam zobligowana przez obsługę schroniska aby go wynająć (bodajże 120 zł). Standard średni, bo tapczan mocno zużyty, dodatkowo, zapachy w pokoju nie zachęcały do relaksu. Wspominam to tylko w celach informacyjnych. Dzień 18 Hala Miziowa - Węgierska Górka 29 km Jeszcze ostatni rzut okiem z Miziowej i w drogę. Sopotnia Wielka kontra moja wielka radość Schronisko pierwotnie otwarte w 1937 r., zostało doszczętnie zniszczone podczas II wojny. W 1947 r. zostało odbudowane i udostepnione, a potem jeszcze w latach 1960-1970, przeszło kilka modernizacji, których klimat czuś po dziś dzień. Przyznaję dodatkowe punkty za te wszystkie samoloty na ścianach i dobrze zaopatrzony sklepik :) ![]() Ten odcinek GSB bardzo mi się podobał ![]() Żabnica ![]() Sopotnia Mała Ciekawe czy "Słowiankowe" zwierzaki, wiedzą o tym podstępnym afiszu. Żadnych zwierząt tam nie uświadczyłam, to i dylematu nie było. Nabyłam za to zimniutkie picie z lodówki. Górska Stacja Turystyczna Słowianka ![]() Dotarłam do Węgierskiej Górki, a tam czekała na mnie taka oto gratka militarna :) ![]() Ciężki Schron Bojowy "Wędrowiec" ![]() Miejsce to zostało mi polecone, mało tego, spędziłam tu miły czas z polecaczami (czyli świetnymi ludźmi, spotkanymi na GSB, serdecznie pozdrawiam :) To co widzicie na zdjęciu to przepyszne placki z kapusty, a do tego lokalne piwo. Porcja bycza i przemiły personel. Autorskie drinki.. plus za poczucie humoru Tak się stało, że byłam tego dnia zupełnie bez noclegu. Rozważałam opcje pójścia jeszcze dalej i spróbowania przewaletowania na polu namiotowym, w jadalni na ławce, bo tylko to mogli mi zaoferować, wszystko inne było totalnie zajęte, nawet te droższe miejscówki. W ostatniej chwili dostałam inną propozycję, wspomniani towarzysze z GSB, zaoferowali mi miejsce u znajomej, na działce. Sami się tam wybierali, więc byłam 7-ma do spania. Wspaniałe miejsce, świetne towarzystwo, niezapomniany wieczór, a polówka super wygodna, jeszcze raz dzięki za wszystko :) Dzień 19 Węgierska Górka - Stożek 34,18 km Wymknęłam się o barbarzyńskiej porze, wiedząc, że pogoda będzie taka sobie, a do Stożka daleko. Pierwsze 4 km to trasa cały czas pod górę, przedostatni dzień ale łatwo nie będzie. Zeszła mgła, momentami nie widzę dokąd idę. Ja i mgła, mroczny duet :D Skałka, niedaleko Polany Radziechowskiej, normalnie to doskonały punkt widokowy, ale jest jak jest :) Kolejny raz odpuściłam wieżę widokową, oszczędzam siły na finish :) Schronisko Górskie PTTK Przysłop Stecówka Siesta Drewniany rzymsko-katolicki kościół, w drodze na Baranią Górę. Dorkowa Skała Ponad stulatek, schronisko PTTK Stożek, w całej okazałości. Takie pomieszczenie na szczotki, ale tylko to zostało, nie narzekałam, na głowę nie kapało :) Dzień 20 Stożek - Ustroń Zdrój 22 km |
Super,czekam na cdn. 😉
OdpowiedzUsuńPracuję nad tym :)
UsuńŚwietnie się to czyta, kilka porad zapisuję sobie w notesie. Gratuluję wyprawy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam :)
Usuń